-

-

16 maja 2014

Rozdział XLII


Mam zaległości na blogach. I swoich i Waszych.. Przepraszam, ale koniec roku się zbliża, trzeba poprawiać oceny, żeby wyjść na te czwóry/piątki. :))




Pomimo wielu obaw, wigilia należała do bardzo udanych. Mój ojciec nie miał zamiaru wywlekać odległej przeszłości przy stole, a tym bardziej w czasie świąt. On w ogóle nie chce wywlekać przeszłości. Co było, to było i już nic tego nie zmieni. Na początku było strasznie sztywno i chyba każdy zastanawiał się, co właściwie tutaj robi, jednak z czasem wszyscy się rozluźniliśmy i resztę wieczoru spędziliśmy w miłej i przyjaznej atmosferze. Kazimierz chwalił potrawy, które przyrządziłam i widać, że polubił się z moim ojcem. Rozmawiali o motoryzacji, czyli o tym, co łączy wszystkich facetów. Zbyszek również wciągnął się do tematu, a ja sobie spokojnie sprzątałam. Poszło mi to raz dwa, więc wyciągnęłam jeszcze wino, które kupiłam wczoraj i biorąc też cztery kieliszki, poszłam do salonu. Zbyszek otworzył butelkę i rozlał do kieliszków. Wznieśliśmy toast za zdrowie każdego członka naszych rodzin, a w szczególności dla mamy, która w tym czasie leżała w szpitalnej sali. Byłam u niej razem z tatą i bratem przed kolacją, by podzielić się opłatkiem. Widziałam łzy wzruszenia w jej oczach, kiedy zobaczyła nas wszystkich.

Wieczór skończył się pójściem na pasterkę. Brnęliśmy na nogach przez śnieg, by zdążyć na czas, a padające na nowo płatki białego puchu nam tego nie ułatwialiśmy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wejście do kościoła było zatłoczone i nie było najmniejszej szansy, by dostać się do środka. Staliśmy więc na dworze i próbowaliśmy się nie trząść z zimna, ale nie było to takie łatwe. Po upływie kilku chwil odechciało mi się tam stać.
 - Nie wiem jak wy, ale ja mam dość. – powiedziałam wzdychając.

- Ja też. – odpowiedział Zbyszek, patrząc na mnie.

Nasi ojcowie tylko po sobie spojrzeli i wzruszyli ramionami. Ruszyłam przed siebie, a po drodze chwyciłam garść śniegu tak, żeby nikt nie zauważył. Uformowałam małą kulkę i z cwaniackim uśmiechem obróciłam się i szybko rzuciłam nią w stronę brata. Przez chwile patrzył z niedowierzaniem na śnieg na swojej kurtce, a potem podniósł wzrok i dostrzegł mój uśmieszek. Wyszczerzyłam się do niego, a potem zaczęłam uciekać, gdy zobaczyłam, że schyla się po amunicję. 

Goniliśmy się jak dzieci, co chwilę rzucając śniegiem. Zdyszani i przemoknięci weszliśmy do domu, śmiejąc się cicho. Na stole w kuchni czekały na nas dwa kubki z gorącą czekoladą i karteczka .

- Tata pisze, że zaczyna wątpić w naszą inteligencję, dlatego przypomina nam, że mamy wypić cieplutką czekoladkę, a potem położyć się do łóżeczka jak grzeczne dzieci. – zaśmiałam się cicho.

- Jak myślisz. Skoro nie tam nic o prysznicu, to mogę sobie dzisiaj odpuścić? – zapytał konspiracyjnym szeptem.

Roześmiałam się głośno i z powątpiewaniem pokręciłam głową. Chwilę później oboje wykąpani i przebrani w piżamy siedzieliśmy owinięci kocami w salonie na kanapie i sączyliśmy ciepły napój. Świąteczna atmosfera nam się udzieliła i zaczęliśmy sobie opowiadać nasze historie z dzieciństwa.

- Tęsknię za tymi dziecięcymi latami. Wtedy wszystko było takie proste. Wydawało mi się, że nic złego nigdy mi się nie przydarzy i zawsze będę spędzać czas na wygłupach z Julitą. – zamyśliłam się. – Tęsknię za nią. – powiedziałam ze smutkiem w głosie.

- Ja też. W końcu nie miałem okazji poznać bliżej mojej drugiej siostry. – westchnął z uśmiechem na ustach.

- Nawet nie chcę sobie wyobrażać naszej trójki jako rodzeństwo. Wybacz, ale z jej pomysłami i ciętymi ripostami, wiecznie byśmy sobie dogadywali albo robili inne durne rzeczy. Przy niej zawsze zapominałam, że jestem już dorosła i zachowywałyśmy się jak wtedy, gdy miałyśmy po pięć lat. – roześmiałam się wesoło i szczerze.

Chwilę później z uśmiechami na ustach udaliśmy się do swoich pokoi. Miło było powspominać. Czasy dzieciństwa są magiczne i uwielbiam do nich wracać. Kiedyś martwiłam się, że każde takie wspomnienie będzie wywoływać ból, ale tak nie jest. Myślę o przeszłości z uśmiechem i wiem, że nie zamieniłabym biegu wydarzeń. Co już się stało, to się nie odstanie. Moja siostra nie wstanie z martwych .

Sylwester minął nam w równie przyjemnej atmosferze. Tym razem balowaliśmy w Jastrzębiu, gdzie zbiegła się cała drużyna Koksów i Koksiątek i wszyscy bawili się wyśmienicie. Z moim ulubionym pomagierem, czyli Kubą, szaleliśmy w kuchni robiąc przekąski i przygotowując napoje i nie narzekaliśmy na brak zabawy. Na szczęście nie byłam jedyną kobietą w towarzystwie siatkarzy. Niektórzy przyprowadzili swoje małżonki, dziewczyny czy narzeczone, a mnie po raz pierwszy odwiedziła w Jastrzębiu Kalina. Nie miała okazji jeszcze zobaczyć jak pięknie mi się tu żyje, więc wysłałam jej zaproszenie na balowy wieczór sylwestrowy doborowym  towarzystwie i zapowiedziałam, że nie przyjmuję odmowy. Zgodziła się i teraz bawi się równie dobrze, a nawet lepiej ode mnie. Czemu lepiej? Bo właśnie teraz tańczy przytulańca z Michałem na środku salonu, który specjalnie na dzisiejszy dzień, zmieniliśmy w sale taneczną. Patrzyłam na nich z uśmiechem i w duchu trzymałam za nich kciuki. Cieszyłabym się bardzo, gdyby im wyszło. Miałabym dwoje najlepszych przyjaciół obok siebie.

- A więc to jest ta sławna Kalina! – zagaił Kuba, kiedy po raz kolejny odwiedziliśmy kuchnię.

- No. – uśmiechnęłam się na wspomnienie mojej przyjaciółki. – Ładnie razem wyglądają, nie? – zapytałam z uśmiechem.

- Specjalnie ją tu ściągnęłaś, prawda? – zaśmiał się.

- Oj tam specjalnie. Stęskniłam się za nią, a zapraszając ją tutaj upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu. Ja jestem szczęśliwa, bo mam ją przy sobie. Michał jest szczęśliwy z tego samego powodu, chociaż myśli, że nikt tego nie widzi.

- Chłopaki od dawna plotkują na jego temat w szatni. Jak tylko wyjdzie wszyscy zaczynają zgadywać, kim jest ta szczęściara?

- A lepszych tematów nie macie? – zapytałam z przekąsem.

- Nie. – wyszczerzył się do mnie.

O północy każdy odziany w kurtkę i z lampką szampana w ręku, wyszedł przed blok. Michał z Damianem zajęli się sprawą fajerwerków. Minutę później całe niebo, które specjalnie na tę okazję się rozpogodziło, rozbłyskało milionem kolorów. Najpiękniejsze jednak należały do nas. Leciały wysoko i swoim zasięgiem zajmowały całe niebo. Naprawdę nigdy nie wdziałam, tak pięknego widoku. Nawet nie chciałam myśleć ile oni za to wszystko zapłacili, ale czy to teraz było ważne?

Stałam tak pośród moich przyjaciół i uśmiechałam się patrząc w górę. Kiedyś wierzyłam, że jak pomyślę życzenie o północy w Sylwestra, ono się spełni w nowym roku. Mimo, że już wyrosłam z takich bajek, pomyślałam jedno maleńkie życzenie. Miałam nadzieję, że się spełni.

- Wszystkiego najlepszego siostrzyczko! – zagrzmiał obok mnie głos Zbyszka.

- Wzajemnie braciszku. – szepnęłam i przytuliłam się do niego z całej siły.

Każdy składał sobie życzenia noworoczne, a śmialiśmy się przy tym niewyobrażalnie. Chyba nie muszę przypominać, że w dalszym ciągu staliśmy na dworze, gdzie było przynajmniej parę stopni na minusie?

- Ej! Idziemy się przejść? – zawołałam z całej siły.

Popatrzyłam na nich, a widząc uśmiechy i potakiwania, ruszyłam przodem , kierując się w nieznanym kierunku. Nie obchodziło nas, gdzie idziemy. Ważne, że byliśmy wszyscy razem. Jedna, wielka, siatkarska rodzina, która będzie zawsze i wszędzie.





3 komentarze:

  1. Ach, jaka przyjemna atmosfera podczas świąt jak i sylwestra. Jak za dawnych czasów - można by powiedzieć - jak za czasów dzieciństwa :) Wreszcie jest i Kalina, za którą trzymam kciuki, aby udało jej się z Kubiakiem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jak fajnie, że wigilia się udała :) trzymam kciuki za Kaline i Michała, żeby im się udało być razem :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. http://strefa-id.blogspot.com/ zapraszam :)
    + nie zapominaj o informowaniu mnie na moim asku o nowościach tutaj :P (link do aska na blogu)

    OdpowiedzUsuń