-

-

4 maja 2014

Rozdział XLI



Spóźniłam się z tym rozdziałem. Miał być wcześniej, ale się jakoś nie złożyło. Przepraszam. :)

I co mam powiedzieć? Chyba tylko tyle, ze pogoda na majówkę nie bardzo dopisała. Szkoda.. Miałam nadzieję na rowerowe wypady z przyjaciółką, na ale.. :)

Nie informuję już dzisiaj, bo jestem wykończona dniem i staram się jakoś przetrawić myśl, że już za kilka godzin znowu będę siedzieć w szkole.. Okropna wizja. 

Zapraszam Was też tutaj:







"Nadzieja i optymizm to najlepsze co możesz mieć, kiedy  sytuacja staje się trudna."



- Wychodzę! – krzyknęłam na całe gardło, by chłopaki mnie usłyszeli.

- Gdzie idziesz? – z pokoju wyłonił się mój brat.

- Do galerii. Świąteczne zakupy trzeba zrobić. No chyba, że nie chcesz prezentu? Byłby jeden kłopot z głowy. – zażartowałam.

- Śmieszne. Zaczekasz na mnie?

- A jaką mam pewność, że mnie nie będziesz śledził? – uniosłam brwi.

- No nie masz. – wyszczerzył się.

- Za pięć minut Cię tu widzę. – powiedziałam i odłożyłam torebkę na półkę.

Korzystając z chwili wolnego czasu, usiadłam w kuchni na krześle i zastanawiałam się, co kupić Zbyszkowi i Michałowi. Niby faceci, a problem z nimi gorszy niż z kobietą. Jej to się kupi jakiś ciekawy zestaw kosmetyków, biżuterię albo inny drobiazg i zawsze się będzie cieszyć, a takiemu wielkoludowi? Albo nie trafisz z kolorem, albo z rozmiarem, albo z fasonem, a to tylko jeśli chodzi o ubranie. Kupię skarpetki – źle. Nie kupię skarpetek – też źle. Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam, że jak coś mnie zainteresuje, to kupię. Jeśli się im nie będzie podobać – trudno.

- Jestem! – usłyszałam głos brata w korytarzu, więc zebrałam swoje rzeczy i razem wyszliśmy z domu.

W galerii byliśmy dziesięć minut później. Ludzi było bardzo dużo, ale niczego innego się nie spodziewałam. Doszliśmy ze Zbyszkiem do wniosku, że lepiej będzie jak się rozdzielimy. Ja poszłam w jednym kierunku, on w drugim i mieliśmy święty spokój. No może ja miałam, bo jego ktoś co chwilę zatrzymywał prosząc o zdjęcie, czy autograf. Widać są jeszcze ludzie w Jastrzębiu, którzy nie mają jeszcze jego podpisu.

Weszłam pierwsze do drogerii i wybrałam śliczne perfumy dla Kaliny. Wiem, że je uwielbia i sama je od czasu do czasu kupuje, ale ostatnio narzekała, że w Bielsku w Rossmanie podrożały, a ona nie będzie przepłacać. I tak się właśnie składa, że ja trafiłam na przecenę, no i jak tu nie skorzystać z takiej okazji? Włożyłam pudełeczko do koszyka i dalej spacerowałam pomiędzy regałami. W ostateczności oprócz perfum wzięłam jeszcze parę drobiazgów dla siebie i zestaw dla taty. Nic oryginalnego, ale nauczyłam się już, że mój ojciec nie lubi zbyt wyszukanych prezentów. W jego przypadku prostota jak najbardziej odpowiada. Zapłaciłam i skierowałam się do Empika. Miałam nadzieję, ze znajdę tam cos wartego uwagi. Przeglądając płyty polskich zespołów rokowych, przypomniałam sobie, ze Zbyszkowi spodobało się brzmienie Happysada. Uśmiechając się do siebie podeszłam do stoiska i zgarnęłam najnowszą płytę. Jeszcze jej nie miałam, więc jeśli mu się nie spodoba, to ją zaadoptuję. Dla mamy wybrałam zbiór powieści Nicholasa Sparksa, bo zawsze uwielbiała jego utwory. Książka wyglądałam jak trzytomowa encyklopedia, ale fakt, że w środku były jeszcze wybrane wywiady z autorem, wynagradzał wszystko. Sama byłam ciekawa co tam jeszcze znajdę i byłam pewna, że mamie się spodoba. Wyszłam ze sklepu i udałam się na dalsze poszukiwania prezentów. Dalej nie wiedziałam, co kupić Michałowi, jednak gdy weszłam do jednej z sieciówek w oczy rzuciły mi się czarne tiszerty z napisami. Podeszłam bliżej i uśmiechnęłam się widząc na jednej z nich napis „Najlepszy Misiek na świecie”. Przeglądając dalej zauważyłam też jedną z napisem „ Mój brat niedźwiedź”. Wzięłam obie i postanowiłam, że jedną dam Zbyszkowi, a drugą Michałowi, któremu musze kupić jeszcze coś do tego.

Klucząc między sklepami i zastanawiając się, co jeszcze miałam kupić, minęłam stoisko z lodami. Po chwili zastanowienia wróciłam się i kupiłam sobie migdałowo-śmietankowe gałki deseru. Usiadłam na ławeczce i z uśmiechem na ustach spałaszowałam lody. W między czasie przypomniałam sobie, jaki serial ostatnio namiętnie ogląda Michał. Narzekał, że nigdzie na Internecie nie można oglądnąć go bez limitów i bez rejestracji, za którą trzeba płacić, więc znalazłam idealne rozwiązanie. Wróciłam się do Empika i szybko wybrałam interesujące mnie płyty. Zadowolona z siebie opuściłam sklep i napisałam Zbyszkowi sms-a, że czekam na niego w kawiarni. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam sobie czekoladowe cappuccino. Jak szaleć to szaleć.

Chwilę później zjawił się Zbyszek obładowany torbami z zakupami, który wyglądał jak rasowy zakupoholik. Starałam się nie roześmiać, ale wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Usiadł naprzeciw mnie i zajrzał do menu. Wybrał dla siebie jakąś kawę i dopiero spojrzał na mnie.

- Co? – zapytał, widząc na mojej twarzy uśmiech.

- A mówią, że to kobiety nie znają umiaru podczas zakupów. – zaśmiałam się. – Ciekawe dla kogo są te wszystkie prezenty. – poruszyłam znacząco brwiami.

- A kto Ci siostro powiedział, że to są prezenty? No chyba, że wszystkie dla mnie. Wtedy się zgodzę. – roześmiał się na widok mojej zdziwionej miny. – Jestem sportowcem. Muszę dbać o swoją reputację!

- Ty chyba dbasz za nas oboje! – zaśmiałam się.

- Przydałoby się. – powiedział po tym, jak zmierzył mnie oceniającym wzrokiem.

- Wara od moich ubrań i od mojej szafy! – powiedziałam ostrzegawczo.

- Spróbuj mnie powstrzymać. – uśmiechnął się z pewnością i po zmarszczonych brwiach mogłam poznać, że już planuje, co będzie na mnie leżeć idealnie.

Pokręciłam zrezygnowana głową. Nie miałam siły na ponowne łażenie po sklepach. Nie jestem normalną kobietą i nie lubię się stroić. Może być elegancko, ale przede wszystkim wygodnie, dlatego właściwie w ogóle nie wychodzę nigdzie w sukienkach. Nie lubię ich. Są albo za krótkie, albo za obcisłe, albo za bardzo wykrojone, albo zbyt prześwitujące. Niestety pomimo licznych prób nie udało mi się zniechęcić Zbyszka do tego pomysłu. Jak raz sobie coś wbije do głowy, to potem ciężko mu to z niej wybić. A więc żegnajcie dżinsy!

Po półtorej godzinnym maratonie byłam wykończona i marzyłam tylko o swoim cieplutkim łóżeczku. Włóczyłam się jednak ostatkiem sił za Zbyszkiem, który szedł szczęśliwy, obładowany pokaźną ilością reklamówek i torebek. Kiedy w końcu dotarliśmy do samochodu, dochodziła dwudziesta. Usiadłam na siedzeniu pasażera i podałam Zbyszkowi kluczyki do mojego auta. Sama nie byłam w stanie prowadzić, bo prawie usypiałam na stojąco. Oparłam głowę o szybę i wsłuchiwałam się w nudne słowa mało ambitnych piosenek lecących w tamtej chwili w radio. Starałam się nie zamykać oczu, bo byłam prawie pewna, ze potem bym ich już nie otworzyła. A prezentów trzeba przecież pilnować!

Siedzieliśmy w kuchni pijąc poranną kawę i rozmawialiśmy o zbliżających się świętach.

- Co robimy w wigilię? Macie jakieś plany? – zapytałam chłopaków.

- Ja chyba odwiedzę swoich rodziców w Wałaczu. Ma być Błażej z żoną i z dzieciakami.

- Rodzinne spotkanie. Fajnie. A ty Zbyszek gdzieś jedziesz?

- Raczej nie. Z dalszą rodziną nie utrzymuję kontaktów, a wigilii sam na sam z ojcem sobie nie wyobrażam.

Przez chwile myślałam nad swoimi własnymi planami. Chciałam jechać do taty i mamy na święta, ale niestety mamy nie wypuszczą ze szpitala. Tym bardziej jednak nie chcę zostawiać ojca samego. Zbyszek chyba też nie chce  zostawiać ojca.

- Mam pomysł. – zakomunikowałam. Zbyszek uniósł na mnie wzrok i wpatrywał się we mnie z ciekawością.

- Nie chcę zostawiać ojca samego, więc pojadę do niego do Bielska, a ty pojedziesz ze mną. No i jeśli chcesz możemy zaprosić twojego ojca. – spojrzał na mnie niepewnie. – Nie powinien zostawać sam na Święta, a mój tata się nie obrazi. Zresztą zapytam go niedługo. – zapewniłam.

- Ok. – powiedział Zbyszek i widziałam, że cieszy się z takiego rozwiązania.

- A co z Twoją mamą? – zapytał mnie Michał.

- Na święta zostaje w szpitalu. Nie wypuszczą jej, więc chcę wszystko zorganizować w Bielsku i pojechać do niej jeszcze przed kolacją.

- Ale już z nią lepiej, nie?
                                                                            
- Tak. – uśmiechnęłam się do niego. – Za niedługo zaczną chemioterapię i wszystko powinno być dobrze. Trochę to potrwa, ale najpóźniej za kilka miesięcy mamę wypiszą.

Uśmiechnął się w odpowiedzi. Cieszę się, że mam ich przy sobie.


2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) Asia świetnie wykombinowała te prezenty, oraz wspólną wigilie :) Przepraszam, że nie komentowałam u ciebie przez tyle czasu, mam nadzieje, że teraz będę regularniejsza w komentowaniu ;) Pozdrawiam ;*

    + jeśli masz czas zapraszam na rozdział po długiej przerwie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to skoro kupowanie prezentów bożonarodzeniowych mają za sobą, teraz trzeba tylko czekać na Wigilię, aby można było je wręczyć! Pomysł, aby święta spędzić wspólnie (ojciec Zbyszka i ojciec dziewczyny) był jak najbardziej trafny! :D Bo chyba nikt nie chce siedzieć sam podczas Bożego Narodzenia, prawda? A Zibi z tymi zakupami to mnie rozbawił! Normalnie jak baba, tyle tych toreb :P

    OdpowiedzUsuń