A więc życie. Toczy się dalej, nie troszcząc się o tych, którzy upadli gdzieś po drodze.
Zdarza się. Musimy trwać, bo trwać, znaczy wytrwać.
Komentarze mile widziane!
Komentarze mile widziane!
„Osoby, które poznajemy przez przypadek, zazwyczaj wniosą do naszego życia bardzo wiele.”
- Kochanie! Tak się martwiłam..
- Niepotrzebnie mamo. Jestem w
Jastrzębiu.
- W Jastrzębiu ? Ale..
- Wiesz, dlaczego tu jestem.
Najwyższy czas, by zamknąć ten rozdział. Nie wiem, czemu tak usilnie się przed
tym bronisz, ale to już nie moja sprawa. Próbowałam. Nie udało się.
- Ja to wszystko rozumiem. Asia?
- Co rozumiesz?
- Rozumiem, że nigdy nie zapomnę
o Julicie, a ból nie przestanie istnieć, ale nie będę już rozpaczać. Masz
rację. Teraz nadszedł czas, by zacząć od nowa.
- Cieszę się.
- Poradzisz sobie?
- Tak. Poznałam przyjaciela Juli
i on mi pomoże.
- A ty sobie radzisz?
- Tak mamo. Jest mi ciężko, ale
nie zamierzam się załamywać.
- Wiedziałam, że jesteś silna.
- Mamo..
- Asiu?
- Tak?
- Czy ty się na mnie dalej
gniewasz?
- Już nie, ale jestem zmęczona
tym dniem. Wiele się dzisiaj działo.
- Na pewno. Nie przeszkadzam ci,
córciu. Papa.
- Mamo?
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, córeczko.
Zakończyłam połączenie i
rozwaliłam się na łóżku. Nareszcie wszystko idzie w dobrym kierunku, a to
naprawdę wielki krok na przód. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez siostry,
której mogę się ze wszystkiego zwierzyć, podzielić problemami i poradzić w
ważnej sprawie. Będzie mi tego brakować.
Pomimo lenistwa, które mnie
ogarnęło, musiałam się wziąć za ogarnięcie salonu, bo będzie to moje tymczasowe
lokum.
Wyciągnęłam z półki w łazience
szmatkę, zwilżyłam ją wodą i wróciłam do salonu. Po paru minutach chodzenia w
kierunku łazienka – salon, salon – łazienka miałam dość. Napełniłam miedniczkę
wodą i zabrałam ją ze sobą. Kurzu było tak dużo, że szmatka z koloru żółtego ,
zrobiła się czarna. Woda w misce zrobiła się zimna i brudna, już po trzech
płukankach.
To będzie strasznie czasochłonna
i żmudna praca. Ale nie ma rzeczy, z którą ja bym sobie nie dała rady.
Zarządziłam pięć minut przerwy. Nie chciałam przerywać, ale byłam strasznie
spragniona. Wypiłam cała półlitrową butelkę wody mineralnej. Pełna optymizmu i
siły wróciłam do salonu, uprzednio włączając na swoim Smartphonie muzykę.
Tańcząc do dobrze znanych melodii i śpiewając wraz z wokalistami, praca szła o
wiele łatwiej i szybciej.
Po dwóch godzinach męczarni
mogłam zadowolona usiąść w kuchni przy herbacie i zastanowić się od czego
zacząć jutro. Do zrobienia było wiele, a ja nie mam całego tygodnia wolnego.
Poza tym nie chcę nawet kilkudniowej przerwy teraz, gdy jestem w naprawdę
dobrej formie. Brak treningów może negatywnie wpłynąć na moją grę.
Trudno. Dla siostry zrobiłabym
wszystko i nie będę patrzeć na konsekwencje.
Była dopiero siódma wieczorem,
więc postanowiła, że się przejdę. Pójdę na spacer, a gdy będę wracać, kupię coś
w spożywczym na jutro.
Wróciłam do salonu, gdzie
znajdowała się moja sportowa torba z ubraniami. Odświeżyłam się, przebrałam i
po pół godzinie wychodziłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam
żywym krokiem w stronę windy, wcisnęłam odpowiedni guzik i już po chwili
znajdowałam się w środku. Byłam sama do czasu, aż na trzecim piętrze dołączyła
do mnie starsza kobieta.
Miała zmarszczki na całej twarzy.
Jej siwe włosy były związane w kucyk. Szczerze? Nie przypominam sobie, bym
kiedykolwiek widziała kobietę w jej wieku z długimi włosami. Wszystkie
staruszki noszą krótko obcięte fryzury, ale ta nie. Przez to wydała mi się wyjątkowa.
Miała jasnozielone, wyblakłe
oczy, które pewnie niejedno widziały, ale ich spojrzenie dalej było ufne i
dobrotliwe, jakby zmieniający się świat nie dał jej odczuć zła i
niesprawiedliwości. Spierzchnięte wargi układały się w śliczny uśmiech, wokół
którego tworzyły się zmarszczki, dodające uroku.
Nie wiem, dlaczego, ale gdy tylko
zauważyłam ten uśmiech, odpowiedziałam tym samym.
- Dzień dobry – powiedziałam do
niej, gdy zamknęły się za nią drzwi.
- Dzień dobry dziecko.
Zazwyczaj denerwowałam się, gdy
ktoś tak do mnie mówił, ale teraz nie poczułam ani grama złości.
- Mieszka pani tutaj?
- Nie. Byłam w odwiedzinach u
syna. Muszę go pilnować, bo nie wiadomo co mu do głowy strzeli.
- Pierwszy raz w nowym miejscu?
- Urodził mu się syn i jest tak
podekscytowany, że gdyby nie ja spaliłby mieszkanie, gotując wodę na herbatę.
Zaśmiałam się szczerze.
Wyobraziłam sobie trzydziestoletniego mężczyznę, który skacze po domu, nie
mogąc się uspokoić i szczerzy się, jak głupi do sera. Moja wyobraźnia jest za
bardzo wybujała.
- A ty tu mieszkasz? – zapytała
mnie kobieta.
Przez chwilę nie wiedziałam co
jej odpowiedzieć, bo właściwie tu nie mieszkam, ale będę tu nocować, więc to
było co najmniej dziwne. Zdecydowałam się na prawdę.
- Nie, ale trzy miesiące temu
zmarła moja siostra, która tu mieszkała i przyjechałam ogarnąć mieszkanie.
- To dużo wyjaśnia.
Popatrzyłam na nią, nie wiedząc,
o co jej chodzi.
- Chociaż się uśmiechasz i
cieszysz, w Twoich oczach widać smutek.
Zatkało mnie. To znaczy nie tak
dosłownie, bo ja wiedziałam, że gdzieś tam w środku dalej jestem smutna, ale
nie wiedziałam, że jakakolwiek inna osoba może to zobaczyć.
- Naprawdę?
- Tak, ale nie martw się, to
minie z czasem.
- Mam nadzieję.
- Nie musisz mieć nadziei, po
prostu wierz.
- Tak, to się wydaje zdecydowanie
lepszą perspektywą.
Drzwi windy otworzyły się na
parterze, gdzie wysiadałam.
- Do widzenia pani.
- Do widzenia.
Wyszłam z bloku i ruszyłam przed
siebie. Nie wiedziałam, gdzie idę, ale nie przeszkadzało mi to.
Myślałam o tym co powiedziała
staruszka, że wystarczy wierzyć. Ja nie wiedziałam, czy potrafię.
Przez całe życie wierzyłam, że
nic złego mi się nie stanie i w pewnym sensie mi się nic nie stało, ale tylko
fizycznie. Moja psychika odrobinę siadła. Ale wydaje mi się, że tak jest, kiedy
jednego dnia masz siostrę, a następnego widzisz zszokowanych rodziców, którzy
informują cię o tym, że ona nie żyje. Ciężko się z tym pogodzić. Jeszcze ciężej
żyć ze świadomością, że przez całe cztery miesiące rozłąki nie zdążyłaś jej
odwiedzić i zapewnić, że ją kochasz. Ale wierzyłam. Wierzyłam, że dam sobie z
tym radę i się nie poddam. Wierzyłam, że siatkówka pozwoli mi się z tym
wszystkim uporać. Będzie moją odskocznią od rzeczywistości i dzięki niej znów
będę sobą.
Krążyłam po ścieżkach w parku,
ale przypomniałam sobie, że muszę znaleźć jakiś sklep. Wyszłam na chodnik i
skierowałam się w prawo. Po pięciu minutach swoim żółtym szyldem przywitała
mnie biedronka.
Wzięłam wózek i kręcąc się
pomiędzy alejkami, zbierałam do niego niezbędne produkty. Po dwudziestu pięciu
minutach skierowałam się do kasy, zapłaciłam, zabrałam reklamówki i wyszłam ze
sklepu.
Idąc w stronę bloku mojej
siostry, zaczepił mnie mężczyzna, który chciał mi pomóc z zakupami.
Podziękowałam mu i odmówiłam. Nie było to konieczne. Niemniej byłam naprawdę
zaskoczona, że ludzie tutaj są tacy mili i pomocni.
To miasto przywitał mnie bardzo
pozytywnie, a ja naprawdę byłam nim zachwycona.
Rozpakowałam zakupy, wzięłam
prysznic i pościeliłam sobie na kanapie. Myślałam, że oglądnę jeszcze jakiś
film na laptopie, ale zmęczona całym dniem, zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz