-

-

20 września 2013

Rozdział IX


A więc życie. Toczy się dalej, nie troszcząc się o tych, którzy upadli gdzieś po drodze.
Zdarza się. Musimy trwać, bo trwać, znaczy wytrwać.
Komentarze mile widziane!






„Osoby, które poznajemy przez przypadek, zazwyczaj wniosą do naszego życia bardzo wiele.”
                                                                                                                        



- Kochanie! Tak się martwiłam..

- Niepotrzebnie mamo. Jestem w Jastrzębiu.

- W Jastrzębiu ? Ale..

- Wiesz, dlaczego tu jestem. Najwyższy czas, by zamknąć ten rozdział. Nie wiem, czemu tak usilnie się przed tym bronisz, ale to już nie moja sprawa. Próbowałam. Nie udało się.

- Ja to wszystko rozumiem. Asia?

- Co rozumiesz?

- Rozumiem, że nigdy nie zapomnę o Julicie, a ból nie przestanie istnieć, ale nie będę już rozpaczać. Masz rację. Teraz nadszedł czas, by zacząć od nowa.

- Cieszę się.

- Poradzisz sobie?

- Tak. Poznałam przyjaciela Juli i on mi pomoże.

- A ty sobie radzisz?

- Tak mamo. Jest mi ciężko, ale nie zamierzam się załamywać. 

- Wiedziałam, że jesteś silna.

- Mamo..

- Asiu?

- Tak?

- Czy ty się na mnie dalej gniewasz?

- Już nie, ale jestem zmęczona tym dniem. Wiele się dzisiaj działo.

- Na pewno. Nie przeszkadzam ci, córciu. Papa.

- Mamo?

- Tak?

- Kocham cię.

- Ja ciebie też, córeczko.

Zakończyłam połączenie i rozwaliłam się na łóżku. Nareszcie wszystko idzie w dobrym kierunku, a to naprawdę wielki krok na przód. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez siostry, której mogę się ze wszystkiego zwierzyć, podzielić problemami i poradzić w ważnej sprawie. Będzie mi tego brakować.

Pomimo lenistwa, które mnie ogarnęło, musiałam się wziąć za ogarnięcie salonu, bo będzie to moje tymczasowe lokum. 

Wyciągnęłam z półki w łazience szmatkę, zwilżyłam ją wodą i wróciłam do salonu. Po paru minutach chodzenia w kierunku łazienka – salon, salon – łazienka miałam dość. Napełniłam miedniczkę wodą i zabrałam ją ze sobą. Kurzu było tak dużo, że szmatka z koloru żółtego , zrobiła się czarna. Woda w misce zrobiła się zimna i brudna, już po trzech płukankach.

To będzie strasznie czasochłonna i żmudna praca. Ale nie ma rzeczy, z którą ja bym sobie nie dała rady. Zarządziłam pięć minut przerwy. Nie chciałam przerywać, ale byłam strasznie spragniona. Wypiłam cała półlitrową butelkę wody mineralnej. Pełna optymizmu i siły wróciłam do salonu, uprzednio włączając na swoim Smartphonie muzykę. Tańcząc do dobrze znanych melodii i śpiewając wraz z wokalistami, praca szła o wiele łatwiej i szybciej. 

Po dwóch godzinach męczarni mogłam zadowolona usiąść w kuchni przy herbacie i zastanowić się od czego zacząć jutro. Do zrobienia było wiele, a ja nie mam całego tygodnia wolnego. Poza tym nie chcę nawet kilkudniowej przerwy teraz, gdy jestem w naprawdę dobrej formie. Brak treningów może negatywnie wpłynąć na moją grę. 

Trudno. Dla siostry zrobiłabym wszystko i nie będę patrzeć na konsekwencje. 

Była dopiero siódma wieczorem, więc postanowiła, że się przejdę. Pójdę na spacer, a gdy będę wracać, kupię coś w spożywczym na jutro. 

Wróciłam do salonu, gdzie znajdowała się moja sportowa torba z ubraniami. Odświeżyłam się, przebrałam i po pół godzinie wychodziłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam żywym krokiem w stronę windy, wcisnęłam odpowiedni guzik i już po chwili znajdowałam się w środku. Byłam sama do czasu, aż na trzecim piętrze dołączyła do mnie starsza kobieta.

Miała zmarszczki na całej twarzy. Jej siwe włosy były związane w kucyk. Szczerze? Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widziała kobietę w jej wieku z długimi włosami. Wszystkie staruszki noszą krótko obcięte fryzury, ale ta nie. Przez to wydała mi się wyjątkowa.

Miała jasnozielone, wyblakłe oczy, które pewnie niejedno widziały, ale ich spojrzenie dalej było ufne i dobrotliwe, jakby zmieniający się świat nie dał jej odczuć zła i niesprawiedliwości. Spierzchnięte wargi układały się w śliczny uśmiech, wokół którego tworzyły się zmarszczki, dodające uroku.

Nie wiem, dlaczego, ale gdy tylko zauważyłam ten uśmiech, odpowiedziałam tym samym. 

- Dzień dobry – powiedziałam do niej, gdy zamknęły się za nią drzwi.

- Dzień dobry dziecko. 

Zazwyczaj denerwowałam się, gdy ktoś tak do mnie mówił, ale teraz nie poczułam ani grama złości. 

- Mieszka pani tutaj?

- Nie. Byłam w odwiedzinach u syna. Muszę go pilnować, bo nie wiadomo co mu do głowy strzeli.

- Pierwszy raz w nowym miejscu?

- Urodził mu się syn i jest tak podekscytowany, że gdyby nie ja spaliłby mieszkanie, gotując wodę na herbatę.

Zaśmiałam się szczerze. Wyobraziłam sobie trzydziestoletniego mężczyznę, który skacze po domu, nie mogąc się uspokoić i szczerzy się, jak głupi do sera. Moja wyobraźnia jest za bardzo wybujała.

- A ty tu mieszkasz? – zapytała mnie kobieta.

Przez chwilę nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, bo właściwie tu nie mieszkam, ale będę tu nocować, więc to było co najmniej dziwne. Zdecydowałam się na prawdę.

- Nie, ale trzy miesiące temu zmarła moja siostra, która tu mieszkała i przyjechałam ogarnąć mieszkanie.

- To dużo wyjaśnia. 

Popatrzyłam na nią, nie wiedząc, o co jej chodzi.

- Chociaż się uśmiechasz i cieszysz, w Twoich oczach widać smutek.

Zatkało mnie. To znaczy nie tak dosłownie, bo ja wiedziałam, że gdzieś tam w środku dalej jestem smutna, ale nie wiedziałam, że jakakolwiek inna osoba może to zobaczyć.

- Naprawdę?

- Tak, ale nie martw się, to minie z czasem.

- Mam nadzieję.

- Nie musisz mieć nadziei, po prostu wierz.

- Tak, to się wydaje zdecydowanie lepszą perspektywą.

Drzwi windy otworzyły się na parterze, gdzie wysiadałam.

- Do widzenia pani.

- Do widzenia.

Wyszłam z bloku i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie idę, ale nie przeszkadzało mi to. 

Myślałam o tym co powiedziała staruszka, że wystarczy wierzyć. Ja nie wiedziałam, czy potrafię. 

Przez całe życie wierzyłam, że nic złego mi się nie stanie i w pewnym sensie mi się nic nie stało, ale tylko fizycznie. Moja psychika odrobinę siadła. Ale wydaje mi się, że tak jest, kiedy jednego dnia masz siostrę, a następnego widzisz zszokowanych rodziców, którzy informują cię o tym, że ona nie żyje. Ciężko się z tym pogodzić. Jeszcze ciężej żyć ze świadomością, że przez całe cztery miesiące rozłąki nie zdążyłaś jej odwiedzić i zapewnić, że ją kochasz. Ale wierzyłam. Wierzyłam, że dam sobie z tym radę i się nie poddam. Wierzyłam, że siatkówka pozwoli mi się z tym wszystkim uporać. Będzie moją odskocznią od rzeczywistości i dzięki niej znów będę sobą.

Krążyłam po ścieżkach w parku, ale przypomniałam sobie, że muszę znaleźć jakiś sklep. Wyszłam na chodnik i skierowałam się w prawo. Po pięciu minutach swoim żółtym szyldem przywitała mnie biedronka.

Wzięłam wózek i kręcąc się pomiędzy alejkami, zbierałam do niego niezbędne produkty. Po dwudziestu pięciu minutach skierowałam się do kasy, zapłaciłam, zabrałam reklamówki i wyszłam ze sklepu.

Idąc w stronę bloku mojej siostry, zaczepił mnie mężczyzna, który chciał mi pomóc z zakupami. Podziękowałam mu i odmówiłam. Nie było to konieczne. Niemniej byłam naprawdę zaskoczona, że ludzie tutaj są tacy mili i pomocni.

To miasto przywitał mnie bardzo pozytywnie, a ja naprawdę byłam nim zachwycona. 

Rozpakowałam zakupy, wzięłam prysznic i pościeliłam sobie na kanapie. Myślałam, że oglądnę jeszcze jakiś film na laptopie, ale zmęczona całym dniem, zasnęłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz