-

-

25 lutego 2014

Rozdział XXXV


Nie dość, że umieram na katar, to jeszcze jutro mam egzaminy próbne, zresztą podobnie jak dziś.. Ehh :/ Czy ja zawsze na konkursach bądź egzaminach muszę być chora?? Wkurzające.

Dość moich żali. J Przedstawiam Wam już 35 rozdział opowiadania. Szczerze? Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś tak długiego! Ale udało się i jestem z tego dumna. :D

Poprawicie mi nastrój komentarzami?? Proszę tak bardzo ładnie! :DD







“W życiu nie chodzi o odnalezienie siebie. W życiu chodzi o wykreowanie siebie.”
George Bernard Shaw



Otuliłam się szczelnie płaszczem i schowałam twarz w szaliku, zaplątanym wokół szyi. Ruszyłam przed siebie pewnym krokiem, przytrzymując na ramieniu sportową torbę. Nie mam zamiaru rezygnować z cennego przygotowania do sezonu, który rozpoczyna się już za kilka dni. Nie mogę zepchnąć siatkówki na dalszy plan. Nie teraz, kiedy czuję, że jestem w formie. Nie teraz, kiedy czuję, że mogę stworzyć z dziewczynami zgrany zespół, który nie potrzebuje słów, by się dogadać.

Weszłam do budynku i nie zwracając na nic uwagi poszłam prosto do szatni. Przebrana, zwarta i gotowa weszłam na halę i chwyciłam w dłonie niebiesko - żółtą mikasę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam. Jak bardzo potrzebna mi jest ta mała piłka, by poradzić sobie ze swoim życiem.

- Koliberczyk! Co ty tutaj robisz?! - usłyszałam krzyk trenera.

Odwróciłam się w jego kierunku i uśmiechnęłam się widząc jego niepewną minę. Zaskoczyłam go przychodząc na trening i właśnie o to mi chodziło. Niech sobie nie myśli, że jestem słaba, że można mnie łatwo złamać. Ja się nie poddaję. Walczę, dopóki wiem, że mam o co walczyć.

- Wróciłam do treningów. Nie potrzebuję więcej wolnego. - oznajmiłam mu spokojnie.

- Skoro tak.. - powiedział.

Zaczęło się. Wysiłek fizyczny pomógł mi się pozbyć męczących i wyniszczających emocji. Z każdą kolejną kroplą potu, lejącą się po twarzy, czułam się mocniejsza. Z każdym kolejnym ćwiczeniem wracała moja siła. W każdy kolejny atak wkładałam coraz więcej mocy. Wkładałam w grę nie tylko serce, ale i duszę, która domagała się spokoju. Moim spokojem, schronieniem przed skomplikowanym życiem jest siatkówka i nic tego już nie zmieni.

Usłyszałyśmy gwizdek trenera i przestałyśmy ćwiczyć. Wskazał nam gestem parkiet niedaleko siebie, a my usiadłyśmy w tamtym miejscu. Spojrzał na nas oceniającym wzrokiem.

- Wiecie, że za kilka dni mamy pierwszy w tym sezonie mecz ligowy. W zeszłym sezonie zajęliśmy trzecie miejsce i wiecie, że to dla nas sukces, ale nie możemy na tym spocząć. Każda z Was pragnie poczuć na szyi złoty medal, ale wiecie, że musimy na to zapracować. W tym roku mierzymy w złoto. Nie obchodzi nas ani drugie, ani trzecie miejsce. Stać Was na to. Ja w Was wierzę. Wierzę, że Wasze ciężkie treningi przełożą się na znakomitą formę. - Przerwał, myśląc co powiedzieć dalej. - Zrobimy to. Udowodnimy na co nas stać.

Zakończył, a każda z nas miała determinację w oczach. Rzeczywiście stać nas na to. Nie ważne, że inni mogą myśleć inaczej. My wierzymy i to jest najważniejsze.

- Teraz pokażcie co umiecie.

Rozdzielił nas na dwie drużyny i zaczęłyśmy sparingowy mecz. Grałam w drużynie z Kaliną, z którą rozumiałyśmy się bez słów. Kalina jako rozgrywająca posyłała dużo piłek w moją stronę, a ja robiłam z nimi co tylko chciałam. Atak po prostej - banalne, po przekątnej - nic prostszego, obicie bloku - no proszę Was.. Przy stanie 20 - 24 dla mojej drużyny weszłam w pole zagrywki. Skupiłam się na piłce. Podrzuciłam. Wyskoczyłam. Uderzyłam. Trafiłam. As serwisowy. Piłka posłana idealnie pomiędzy libero, a przyjmującą. Nie miały szans na przyjęcie.

Nastąpił wybuch radości jakby to był co najmniej mecz finałowy Orlen ligi. Uśmiechnęłam się wesoło, a potem zeszłyśmy na krótką przerwę. Kilka kropli wody i odzyskałam siły. Byłam gotowa na kolejną odsłonę.

Weszłyśmy na boisko zwarte i gotowe. Pomimo, że byłyśmy jednym zespołem, było widać pomiędzy nami rywalizację. Obie drużyny chciały wygrać. Obie drużyny chciały pokazać swoją waleczność. Obie drużyny chciały pokonać drugą.

Pierwsze punkty zdobyte. Pierwsze ataki skończone, a my byłyśmy w swoim żywiole. Pełne skupienie na piłce i próby rozproszenia przeciwniczek to jedyne o czym myślałam. Pod tym względem upodobniłam się do Michała. Nie bałam się już prowokować. Stało się to moją ulubioną rozrywką na boisku. Patrzeć jak przeciwniczki nie wytrzymują napięcia i raz za razem popełniają błędy było dla mnie czymś nowym. Mimo to radziłam sobie dobrze. Mnie sama ciężko było wyprowadzić z równowagi, ale jeśli się to komuś udało, to można było mu już współczuć. Gniew jedynie mnie determinował.

Zacięta walka trwała. Punkt za punkt. W końcu doprowadziłyśmy do tie - breaka. Chociaż sił było już coraz mniej i ubywało ich po każdym ataku, nie poddawałyśmy się. W końcu przy stanie 13 - 14 dla mojej drużyny po raz kolejny w decydującym momencie stanęłam w polu zagrywki.

Koncentracja. Siła. Wyrzuciłam za nisko piłkę, ale udało mi się ją dogonić. Uderzyłam z całej siły i patrzyłam jak piłka leci prosto w siatkę. Nie. Nie wpadła w siatkę. Prześlizgnęła się po taśmie na drugą stronę, zaskakując nie tylko dziewczyny, ale też i mnie. Byłam pewna, że nie przejdzie.

Stałam osłupiała na końcowej lini boiska i jak zza ściany dobiegł mnie pisk Kaliny, która teraz uwiesiła się na mnie. odwzajemniłam uścisk dalej nie wierząc w to, co się stało. Czułam się jakbym właśnie wygrała World Grand Prix, choć to tylko zwykły trening.

Spojrzałam na trenera, a ten tylko skinął głową w moją stronę. Jednak dla mnie było to coś więcej. Coś jak obietnica. Jakby właśnie dał mi przyzwolenie na granie w najbliższym meczu.

Pokręciłam głową z uśmiechem i uwalniając się z uścisków dziewczyn, skierowałam się do szatni. Prysznic zmył ze mnie całe zmęczenie, ale zostawił ból mięśni. Ubrałam się szybko, a wchodząc z szatni wpadłam na Heike Beier. Posłałam jej przepraszający uśmiech, a ona w odpowiedzi zmierzyła mnie zimnym spojrzeniem. Nie wiedziałam o co chodzi. Zwykle dość dobrze się dogadywałyśmy. Wyminęła mnie i weszła do szatni, a ja dalej stałam w miejscu i nie wiedziałam co zrobić. Iść za nią i wyjaśnić sytuację, czy zostawić to.. Pomogła mi Kalina, która z przejęciem coś do mnie mówiła, ale nie bardzo za nią nadążałam.

- Co? - spytałam, gdy zrobiła przerwę na oddech.

- Nie słuchałaś? - zapytała z udawanym gniewem.

- Zamyśliłam się. - przyznałam z uśmiechem, na co ona również się uśmiechnęła.

- Poczekaj na mnie, dobra?

- Ok. Będę na zewnątrz. - krzyknęłam za nią, gdyż już zniknęła w szatni.

Ruszyłam przed siebie, po drodze zakładając szal, czapkę i kurtkę. Popchnęłam drzwi, wyszłam na świeże powietrze i nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Zastygłam bez ruchu.

- No co ty? Nie poznajesz? - zapytał mnie “ktoś”, który już nie był “ktosiem” tylko Miśkiem.

- Michał! - krzyknęłam i mocno wtuliłam się w chłopaka. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zupełnie zaskoczona. Nie spodziewałam się go tutaj, ale byłam mu wdzięczna, że przyjechał. Potrzebowałam jego wsparcia.

- Miałem Was tu samych zostawić? Za nic. Poza tym, gdybym został w Jastrzębiu, Wojtaszek rozniósł by nam chatę. - powiedział z uśmiechem.

Roześmiałam się na wyobrażenie Damiana biegającego po naszych czterech pokojach jak dziecko z ADHD. Pokręciłam głową nad swoją głupotą i przyjrzałam się Michałowi. Patrzył na mnie jakoś dziwnie.

- Co? - zapytałam.

- Ten as serwisowy w tie - breaku był piękny. - wyszczerzył się do mnie.

- Widziałeś. - uświadomiłam sobie z radością. W środku rozpierała mnie duma. Byłam dumna z samej siebie za to, jak grałam.

Naszą dalszą rozmowę przerwała Kalina, która właśnie do nas podbiegła. Popatrzyła ciekawie na Michała, a potem na mnie. Dopiero po chwili ciszy uświadomiłam sobie, że oni się nie znają.

- Idiotka ze mnie. Michał to jest Kalina, moja przyjaciółeczka od plotkowania - wyszczerzyłam się w jej kierunku - i najlepsza rozgrywająca jaką znam. - Dziewczyna spłoniła się lekko, ale twardo wytrzymała spojrzenie Miśka. - A to Michał, zwany przeze mnie Miś, którego zapewne przedstawiać nie muszę. - zwróciłam się w kierunku rozgrywającej.

Wymienili uściski dłoni i uśmiechnęli się do siebie. Potem poszło już z górki, a Kalina szybko wkręciła się w rozmowę. Chwilę później musiałam zostawić ich samych, ale nie martwiłam się.

Zaopiekują się sobą.





4 komentarze:

  1. OKEJ, a więc już się ogarnęłam po przeczytaniu Twojego wyczerpującego komentarza pod epilogiem i nawet odpowiedziałam, a terasz jestem i komentuję :-)
    O jejku, biedna Ty. Nie dość, że chora to jeszcze egzaminy próbne, ehh.. skąd ja to znam?
    No, ale rozdział, tak właśnie.
    Oby trener jednak postawił na Asię w najbliższym meczu, bo widać, że jest dziewczyna w wyśmienitej formie. Podoba mi się u niej ta waleczność oraz to, że się nie poddaje i za wszelką cenę chciała pokazać trenerowi, że może wyjść w głównym składzie! :]
    Zdziwiłam się, kiedy Heike tak dziwnie na nią spojrzała. O co chodziło? Może nasza Aśka wygryzła ją ze składu? Hyhy..
    Omnomnom.. no i końcówka. Kalina i Michał?<3 Czyżby coś więcej? Tak, moja wyobraźnia szaleje! ;d Czekam na rozwinięcie tego wątku.
    :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do najbliższego meczu to jeszcze wszystko się okaże. :))
      Czyli, że Michał i Kalina mają pozwolenie na związek? heheh cieszę się bardzo!
      :**

      Usuń
    2. Hahha, tak. Mają moje błogosławieństwo :pp

      Usuń
  2. Biedaczko! Ja też tak mam, ech...co za paradoks. Podczas ogzeminów próbnych męczył mnie katar, jak zwykle na takie okazje i nie mogłam się na niczym skupić. Zdrówka życzę, haha ;))
    Podziwiam Asię! To taka wspaniała dziewczyna i przede wszystkim siatkarka *-* Walczy do upadłego i robi to, co kocha - niezależnie od całego świata. I jak widać świetnie jej to wychodzi. Myślę, że ten gest trenera rzeczywiście był czymś w rodzaju przyzwolenia dla Asi. Wierzę, że wkrótce dziewczyna wyjdzie na boisko z całą drużyną. Byłoby cudownie.
    Misieeeek ♥ Hahahaha, no cóż, on i Kalina? I co ma znaczyć: zaopiekują się sobą?! Co ty kombinujesz, dziewczyno? :P

    OdpowiedzUsuń