Prawdziwy Przyjaciel to najcenniejszy skarb. Dziękujmy za niego.
Dziękuję my PP!!
„Sama obecność przyjaciela może uzdrawiać. Nawet lepiej niż niejeden antybiotyk.”
- Masz rację, Michał. Zbigniewie,
czas wziąć się do pracy, wybacz.
- Nie masz za co, Joanno. Z
przyjemnością pomogę.
- Moglibyście sobie darować. To
się już zrobiło nudne.
Nie zwracając uwagi na to, co
mówi Michał, wzięłam kluczyki od swojego samochodu. Chłopacy patrzyli to na
mnie, to na klucze.
- Jedziesz gdzieś? – zapytał
Kubiak.
- Chcesz zostawić nas, byśmy
posprzątali, a sama jedziesz na randkę, Joanno? – to pytanie wyszło z ust
Zbyszka, który powiedział to tak realnie, że dziwiłam się, dlaczego nie został
aktorem.
Widziałam go już okiem wyobraźni
w kilku naprawdę dobrych kinowych produkcjach. Najlepsza dla niego byłaby rola
gangstera, który tak naprawdę nim nie jest. Udaje złego, żeby na niego leciały
dziewczyny.
Tak.. Za to siebie widziałam w
gabinecie psychiatrycznym. Idealne miejsce dla mnie, biorąc pod uwagę to, co
właśnie podsuwa mi moja wyobraźnia.
- Nie – powiedziałam i chciałam
wyjść, ale mnie zatrzymali.
- W takim razie, dokąd się
wybierasz?
- Idę do samochodu.
Doskonale się bawiłam, patrząc na
ich coraz bardziej zniecierpliwione miny. Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo
mnie śmieszą. Oczywiście co złego, to nie ja.
- Domyśliliśmy się. Po co?
- Po kartony – oznajmiłam im z
grobową mina.
- O nie! – Zbyszek wyglądał jakby
miał się zaraz popłakać. – Tylko nie kartony!
- Spokojnie, Zbigniewie, one ci
nic nie zrobią – zaironizowałam.
- Nie byłbym tego taki pewny,
Joanno. One zabiły Hankę!
Ja i Michał popatrzyliśmy na
siebie i wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po chwili dołączył do nas Zbyszek, a
miał tak zaraźliwy rechot, że teraz śmialiśmy się z niego i dopiero po bardzo
długim czasie udało nam się uspokoić.
- Dobra panowie, koniec żartów.
Idziemy po kartony. – Wydałam rozkaz i tak jak się spodziewałam, siatkarze
ruszyli za mną.
Na parkingu podeszłam do mojego
Seata Leona koloru granatowego, który był moim oczkiem w głowie. Pasję do
motoryzacji odziedziczyłam po moim tacie, który jest z tego bardzo dumny i
zawsze zasięga mojej opinii w sprawie kupna nowego pojazdu. Wszyscy wujkowie uważali,
że to nienormalne, że kobieta powinna się interesować kuchnią. Szowiniści. Tak
naprawdę to oni chyba zazdrościli tacie, że ma kogoś kto się na tym również
zna, bo poza mną żaden z moich kuzynów, czy kuzynek się tym nie interesuje.
Cóż, nigdy nie ciągnęło mnie w
stronę garów, co nie znaczy, że nie umiem gotować. Potrafię to robić nawet
całkiem nieźle, ale tylko i wyłącznie w ostateczności.
Oczywiście nie mogłam nie wsiąść
do mojego autka i się z nim nie przywitać. To mój wierny towarzysz i zasługuje na
odrobinkę miłości.
Tata też uważa, że mam obsesję,
ale nic na to nie poradzę.
Siedziałam w fotelu kierowcy z
jedną ręką na kierownicy, a drugą na desce rozdzielczej.
- Moje kochane auteczko,
stęskniłeś się? Tak, ja też się stęskniłam. Nie martw się za niedługo cię wezmę
na przejażdżkę. Pojedziemy na długą, krajoznawczą wycieczkę i nikt nie będzie
nam przeszkadzał. Obiecuję ci to.
Skończyłam swoje przemówienie i
nacisnęłam przycisk, który pozwalał na otworzenie bagażnika. Wysiadłam i
skierowałam się na tyły, gdzie stali chichoczący chłopacy.
- No co?
- Nic, nic.. – Kubiak chciał się
opanować, ale nie udało mu się to, za to Bartman przestał się śmiać i patrzył
na mnie z dziwną miną.
- Gadasz z autem, Joanno?
- To nie auto. To moja największa
miłość, Zbigniewie – udałam oburzoną i otworzyłam drzwi bagażnika.
Zbyszek uśmiechnął się pod nosem
i patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Wyciągnęłam wszystkie kartony
i odwróciłam się do niego.
- Dlaczego mi się tam
przyglądasz, Zbigniewie?
- Bo w końcu znalazłem swoją
bratnią duszę, Joanno.
Być może przez jego natarczywy
wzrok, być może przez jego słowa, a być może przez to, że powiedział to
naprawdę szczerze, zarumieniłam się.
Kubiak patrzył na mnie badawczym
wzrokiem, a ja nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. Postanowiłam go
zignorować i wziąć się w końcu do pracy, bo jak na razie nic tu nie zrobiłam.
- Do roboty panowie, do roboty.
Dla przykładu wzięłam kilka pudeł
i skierowałam się do bloku, wcześniej zamykając moje kochane autko. Dopiero
przy windzie postawiłam kartony na ziemię i obejrzałam się na chłopaków.
Podzielili się i wzięli wszystkie pudła. Zaczekałam na nich i kiedy dołączyli
do mnie, wcisnęłam przycisk, który przywołuje windę.
- Nie chcę cie martwic, Joanno,
ale jeśli ty chcesz to wszystko zapełnić, to nie zmieścisz tego do auta.
- Wiem, Zbigniewie. Jeśli będzie
trzeba, pojedziesz ze mną – powiedziałam na żarty, ale Bartman chyba wziął to
na poważnie, bo jakoś dziwnie się na mnie popatrzył.
- Z przyjemnością, Joanno.
Zaśmiałam się pod nosem i weszłam
do windy, która w końcu przyjechała. Wjechaliśmy na czwarte piętro i
skierowaliśmy się do mieszkania numer trzynaście. Dopiero teraz zauważyłam
zbieżność numerów. Michał grał z numerem trzynaście na koszulce. Uśmiechnęłam
się smutno sama do siebie. Byłam niemal pewna, że on i Julita mieli się ku
sobie, jednak nie wiem jak się to wszystko potoczyło.
Postawiłam pudełka w przedpokoju,
a chłopacy poszli w moje ślady.
- Co teraz, pani kapitan? –
zapytał mnie Michał.
- Teraz macie ostatnia szansę,
żeby stąd uciec bez poczucia winy. Ja się nie obrażę. Michał? – Kubiak pokiwał
przecząco głową – Zbigniewie? – Bartman również zaprzeczył. – W takim razie
pamiętajcie, że robicie to na swoją własną odpowiedzialność. Chodźcie za mną.
Wzięłam kilka trzy pudła i
podałam im, skierowałam się do salonu.
- Zaczynamy tutaj. Podejrzewam,
że jest tu najwięcej do spakowania – otworzyłam drzwiczki komody i już miałam
zacząć wyciągać książki mojej siostry, gdy sobie o czymś przypomniałam.
- Jeszcze jedno. Mówiłam to już
Michałowi, ale ciebie wtedy nie było, Zbigniewie. Jeśli jest jakaś rzecz, którą
chcesz wziąć, to nie ma problemu.
Uśmiechnęłam się do niego, a on w
zamyśleniu pokiwał głową.
Zaczęłam pakować książki, za
każdym razem odczytując tytuł. Jula miała dużo pozycji o podróżowaniu, jakieś
przewodniki, mapy, magazyny podróżnicze, ale znalazły się również powieści
romantyczne, historyczne i inne.
Trzy wielkie pudła szybko się
zapełniły, a książek jakby nie ubywało. Wzięłam kolejne pudła. Po pewnym czasie
się dobrze zgraliśmy i ja wyciągałam z półki, Michał odbierał ode mnie książki
i wkładał je do pudełka, a Zbyszek wziął ode mnie kluczyki i zanosił kartony
prosto do auta.
Wszystko szło w miarę sprawnie,
ale było to czasochłonne. Kiedy Zbyszek po raz czwarty zanosił pudło do auta,
Michał spojrzał na zegar i go zamurowało.
- Joasia?
- Tak?
- Ten zegar idzie dobrze?
- Raczej tak.
- O cholera.
- Co się stało? – zapytał
Bartman, który właśnie wszedł do salonu.
- Zibi my od pól godziny
powinniśmy być na treningu.
Zbyszek przystanął w pół kroku,
wyciągnął z kieszeni telefon i spojrzał na wyświetlacz. Po jego minie można
było wywnioskować, że Michał ma racje.
- Na co czekacie? Lećcie!
- Poradzisz sobie?
- Tak, Zbigniewie, poradzę sobie.
Nie ma dwóch lewych rączek.
- Misiek, lecimy!
Wypadli z mieszkania jakby ich
straszyło. W sumie się im nie dziwię, ja sama nie lubię się spóźniać na
treningi.
Wstałam z podłogi, na której
siedziałam i poszłam do kuchni. Postawiłam wodę na herbatę, a po chwili
usłyszałam jak ktoś wbiega do mieszkania.
JEST! Nareszcie się doczekałam nowego rozdziału :)) Noo... HhHhahahhaa.. jezu, nie moge się przestać śmiać z tego jak JOANNA i ZBIGNIEW do siebie mówią.. xddd 'Zbigniewie' , 'Joanno' :DD Mam nadzieję, że trener im nic nie zrobi za spóźnienie się na trening? ;dd + KTO WBIEGŁ DO MIESZKANIA?!?! :OO Heh.. no to ZNÓW czekam na nowy.. jak to się mówi; "Oby do piątku!" Hyhy... dobra, już sie ogarniam ;))
OdpowiedzUsuńPzdr :3 http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
Spokojnie, spokojnie... Wszystkiego dowiesz się w piątek hyhyyhy (jak to fajnie brzmi!!) :))
UsuńA uwierzysz, że to "Zbigniewie, Joanno", wyszło tak jakoś spontanicznie i bez myślenia?? Doznałam nagłego olśnienia!
Dziękuje za komentarz :**
Hhaha.. to mam nadzieję, że będziesz miała więcej takich 'spontanów' bo świenie Ci to wychodzi! :*
UsuńWiem, wiem.. PIĄTEK! :D
Pzdr :3