Z rodziną to tylko na zdjęciach - może powiedzieć każdy, kto nie stara się by było inaczej.
Moje życiowe morały ...
Zapraszam TUTAJ!
„Ohana znaczy rodzina, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie porzuca.”
Moje życiowe morały ...
Zapraszam TUTAJ!
„Ohana znaczy rodzina, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie porzuca.”
Czy tylko ja zapamiętałam te
słowa z bajki, którą oglądałam kiedyś z młodszymi kuzynami? Czy tylko mnie
wryły się one w pamięć i nie pozwalają o sobie zapomnieć? Czy tylko ja myślę,
że te słowa są jak najbardziej prawdziwie, choć od czasów, gdy je usłyszałam po
raz pierwszy, minęło parę dobrych lat?
Rodzina jest najważniejsza, bo co
byśmy zrobili bez taty, który nosił nas na rękach i na barana, kiedy byliśmy
mali i nasze nóżki zbyt szybko się męczyły? Kto przesiadywałby z nami po
nocach, kiedy za oknem szalała burza i balibyśmy się jej odgłosów, jak nie
mama? Z kim, jak nie z rodzeństwem, kłócilibyśmy się o największe bzdury,
bilibyśmy się, wywołując krzyki i złość rodziców, bawilibyśmy się w sklep,
gralibyśmy w piłkę i tak po prostu wygłupiali?
Mama, tata, brat, siostra.
Najbliższa rodzina, którą często mamy ochotę wymienić na kogoś innego, jednak
jeśli mielibyśmy taką okazję, nie zrobilibyśmy tego. Dlaczego? Bo pomimo
kłótni, nieporozumień, złości i krzyków, są dla nas najważniejsi i kochamy ich.
Są ludźmi, z którymi łączą nas niepowtarzalne więzi i relacje. Oni znają nas
najlepiej na świecie, ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem, starają się
chronić przed popełnianiem błędów, ale przede wszystkim rozumieją nas, bo sami
przeszli przez etap młodości lub mają go jeszcze przed sobą.
Kochają nas, choć czasem ciężko
im to okazać.
Kochają nas, choć czasem nerwy
ich ponoszą i w przypływie złości, wypomną nam nasze błędy.
Kochają nas, choć czasem wydaje
się nam, że tak nie jest.
Kochają nas, bo jak tu nie kochać
takich całkiem malutkich i tych już troszkę wyrośniętych szkrabów jak my?
Każdy w życiu stoi na swoim
zakręcie i zastanawia się, czy dobrze robi? Czy idzie właściwą drogą do celu,
czy może wybrał dłuższą trasę, podziwiając ile pracy trzeba włożyć w dotarcie
na szczyt, czy może właśnie wybrał tą krótszą i nie nacieszy się sukcesem, bo
jak szybko osiągnie to co chciał, tak szybko również się tego pozbawi. Na każdy
sukces trzeba zapracować, wykorzystując każdą chwilę, by być blisko rodziny,
która będzie nas zawsze wspierać niezależnie od podjętej decyzji.
Zastanawia was, jak poradzi sobie
osoba, która nie ma oparcia w najbliższych jej osobach i jest niedoceniana
przez jedynego człowieka, którego może nazwać rodziną?
Pewnie nie, bo zazwyczaj nasze
własne szczęście nas zaślepia i stajemy się egoistami, a przecież inni na nas
liczą.
Zaskoczy was jednak wiadomość, że
ta osoba dała sobie radę. Znalazła wsparcie w najlepszym przyjacielu, który
jako jedyny wiedział, co się dzieje w jej życiu.
Zbigniew Bartman wychował się bez
matki i bez jej miłości. Został w domu sam z ojcem, który nie bardzo wiedział,
jak się nim zajmować i jak samodzielnie wychować go na porządnego człowieka.
Nigdy nie zastąpił mu matki, ale Zbyszek wcale tego nie chciał. Nie chciał, by
ojciec pełnił podwójną rolę, ale by był przy nim, kochał go, wspierał i rozumiał,
tak po prostu. Zdawał sobie sprawę, że jego rodziców nie łączyły żadne
silniejsze więzi, że nigdy nie przysięgali sobie przed ołtarzem miłości i
wierności. Zdawał sobie sprawę, że był owocem romansu jego ojca z dziewczyną,
którą poznał na koncercie, i która w dodatku była mężatką. Ta wiedza nie
sprawiała mu radości, nie rozumiał, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Czuł
się gorszy, bo wychowywał się bez matki, bo w jego życiu nie było kobiety,
która pokazałaby mu, że i on posiada swoją wrażliwą i delikatną naturę.
Nauczyłaby go jak się zachowywać w obecności dziewczyn, jak z nimi rozmawiać.
Brakowało mu wzorca matki, na którym rozpocząłby poszukiwania tej jedynej
kobiety, z którą chce spędzić resztę swojego życia.
Nie może mieć do nikogo
pretensji, bo to ani nie zmieni przeszłości, ani nie przywróci mu matki.
Kiedy dowiedział się prawdy od
ojca, był wściekły, ale nie znienawidził swojego jedynego opiekuna. Przeciwnie
darzył go jeszcze większą miłością, bo potrafił się przyznać i zaryzykować.
Zaufał swojemu synowi i pokazał mu, że czasem trzeba podjąć męską decyzję,
chociaż może nas ona wiele kosztować.
Zbyszek z ojcem wiedli spokojne,
zwyczajne życie. Mieszkali we dwójkę i byli ze sobą bardzo blisko. Wszystko
zepsuło się dopiero, gdy syn oznajmił Kazimierzowi, że zamierza zostać
zawodowym siatkarzem, że w tym celu przeprowadza się do Warszawy, bo będzie
grał w tamtejszym klubie Metro Warszawa. Ich relacje zmieniły się w jedną
chwilę, a z czasem było jeszcze gorzej. Do tej pory Zbyszek i jego ojciec nie są
w stanie normalnie ze sobą porozmawiać, choć gołym okiem widać, że oboje nie są
z tego faktu zadowoleni.
Dlaczego w tak ważnym momencie
życia, kiedy podejmujemy najważniejsze decyzje, dotyczące naszej najbliższej
przyszłości, brakuje nam wsparcia i miłości najbliższych? Dlaczego życie
potrafi tak bezwzględne z nas zakpić, zapewnić nam szczęście i miłość, by w
chwili gdy jej najbardziej potrzebujemy, ja nam zabrać? Czy możemy to nazwać
sprawiedliwą wymianą? Miłość za karierę? Szczęście za pasję?
Nikt nie mówił, że zawsze będzie
dobrze, ale nikt również nie uprzedził, że czasem wszytko będzie nas
przerastać.
On cierpi. Nie jest w stanie
zapomnieć o wszystkich spędzonych wspólnie chwilach, męskich wyprawach,
wspólnych świętach. Nie jest również w stanie spojrzeć mu w oczy, bo boi się,
że będą wyrażały tylko i wyłącznie dezaprobatę. Boi się, ale wie, że każdy
dzień zwłoki potęguje jego cierpienie. Dusi wszelkie uczucia w sobie, chociaż
one zjadają go od środka. W krytycznych momentach ma skłonność do przypominania
sobie najlepszych momentów i nie ważne, czy dzieje się to w domu, w kawiarni,
na boisku, zawsze wtedy traci siłę na cokolwiek. Czuje się jak marionetka,
którą ktoś wyrzucił do kosza po tym, jak przez kilka lat bardzo dobrze mu
służyła. Czuje się oszukany, bo ojciec zapewniał go kiedyś, że go nie zostawi.
Również Kazimierz nie jest takim,
jaki był kiedyś. Stracił swoją dawną wesołość i radość z życia. Każdy mecz syna
ogląda z zapartym tchem i jest cholernie dumny po każdym udanym ataku. Sam
przed sobą tego nie ukrywa, ale kiedy się spotkają nie kontroluje siebie. Ma
żal, że Zbyszek go zostawił. Chłopak był jego oczkiem w głowie, a potem nagle
go zabrakło i to był cios poniżej pasa. Cierpi z każdym wypowiedzianym przez
siebie wyrzutem w kierunku syna. Wie, że robi źle, ale boi się. Boi się, że
jeśli tylko go pochwali, on wyjedzie albo obrośnie w piórka i nie będzie już
chciał znać swojego ojca. Próbował go tylko przy sobie zatrzymać, a wyszło jak
zawsze źle.
Ciężko jest również i mi, kiedy
siedzę w pokoju mojej zmarłej siostry i z uwagą słucham opowieści Zibiego.
Wiem, że on teraz potrzebuje się wygadać tak, żeby ktoś go wysłuchał, ale ja
mam ochotę mu przerwać. Nie rozumiem zachowania obojga. Kochają się, ale nie
mogą do siebie dotrzeć. Zbyszek jest smutny, bo poróżniła ich siatkówka, którą
on tak kocha. Kazimierz chce dobrze, ale nie widzi, że jego syn kocha to co
robi i nie zamierza rezygnować.
- Proszę cię o dyskrecję, bo całą
prawdę znasz tylko ty i Misiek.
Nie odpowiedziałam, ale w geście
potwierdzenia uścisnęłam jego dłoń.
- Przykro mi.
- Dlaczego?
- Bo żadne dziecko nie powinno
się wychowywać bez matki.
- Nie powinno, ale nie mam co się
nad sobą użalać, bo miałem całkiem szczęśliwe dzieciństwo.
- Podziwiam cię.
- Mnie?
- Tak, ciebie. Nigdy nie
obwiniałeś ojca lub twojej matki o to, że cię zostawiła. Ja nie wiem, czy
potrafiłabym być tak opanowana i spokojna w twoim wieku.
- Nie jest to coś, czym chcę się
chwalić.
- Rozumiem.
Na chwilę zapadła cisza, w czasie
której każdy z nas myślał nad o czym innym.
A potem zapytałam:
- Myślałeś kiedyś, by ją znaleźć?
Oooł.. no to nie za ciekawe są relacje Zibiego i jego ojca, ale cóż.. takie życie. A do tego to, że musiał wychowywać się bez matki. ;/ Ale to dobrze, że z kimś o tym pogadał, będzie mu lżej. Większość rozdziału to tak jakby 'wspomnienia Bartmana' także nie mam co pisać i taki jakiś krótki będzie ten komentarz. Czekam na kolejne części z NIECIERPLIWOŚCIĄ! <3
OdpowiedzUsuńPzdr :3 http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
Wiem.. Znowu smutno, ale na pocieszenie dodam, że zawsze po burzy wychodzi słońce!
UsuńPozdrawiam :**
Ech, wychowywanie się bez matki? nie ciekawie miał Zbyszek ;(
OdpowiedzUsuńRozdział chodź smutny, ale cholernie ciekawy, dużo informacji w Nim, czekam na więcej
Pozdr ;*