I jak tam robaczki?? :)
Mam nadzieję, że święta u Was były wesołe.
Oto kolejny rozdział i zdradzę Wam, że to jeden z tych ważniejszych w opowiadaniu. Może nie dzieje się tutaj zbyt wiele, ale są przemyślenia Aśki.
Miłego czytania!
"Nadzieja jest jak cukier w herbacie. Jeżeli nawet jest jej mało to i tak
wszystko osłodzi."
Droga do Bielska-Białej dłużyła mi się w nieskończoność, choć to zaledwie
kilkadziesiąt kilometrów. Chyba podświadomi wiedziałam, że to nie będzie
kolejny zwykły trening. I taki też nie był.
Wpadłam
na halę z lekkim opóźnieniem, ale nie było to przyczyną złego humoru trenera,
który od razu zaczął się na mnie wyżywać. Pewnie, nie masz na kogo zwalić winy,
zrzuć na Koliberczykównę, ona się przecież nie będzie skarżyć. Nie tym razem.
- Koliberczyk, dziesięć kółek za spóźnienie!
Nawet
nie zdążyłam się dobrze rozciągnąć, ale nie chciałam go jeszcze bardziej
denerwować. Nie jestem samobójczynią.
Podczas
gdy ja okrążałam salę, dziewczyny zaczęły trening z piłkami. Kalina nie miała
pary, więc dołączyła do jednej z dwójek. Zawsze ćwiczyłyśmy razem, ale teraz,
kiedy niezbyt dobrze się dogadujemy, nie wiem, czy to możliwe.
Skończyłam
bieg nawet się nie męcząc. Wyrobiłam sobie naprawdę niezłą kondycję, biegając
ze Zbyszkiem po całym Jastrzębiu prawie codziennie. Wzięłam do rąk Mikasę,
wcześniej rozgrzewając, chociaż odrobinkę ramiona i barki.
Odbijałam
piłkę sposobem górnym, potem dolnym, a potem na zmianę. Trener ciągle patrzył
na mnie i kontrolował moją rozgrzewkę. Odłożyłam piłkę na bok i usiadłam na
płycie boiska. Musiałam porozciągać mięśnie, bo inaczej zakwasy gwarantowany i
to w najlepszym przypadku. W najgorszym razie złapię kontuzję, a tego nie
chciałam. Nie mogłam robić przerwy w trenowaniu, kiedy osiągałam szczyt swojej
formy. Niestety wiem o tym tylko ja, bo atmosfera pomiędzy mną, a resztą
zespołu diametralnie się zmieniła w ostatnim czasie.
Nie dane mi jednak było dobrze się rozciągnąć. Zrobiłam dwa, może trzy ćwiczenia, a trener zarządził koniec rozgrzewki. Byłam zła. Nie skarżyłam się, bo nie okażę słabości, ale miałam za złe trenerowi, że potraktował mnie w tak upokarzający sposób.
Nie dane mi jednak było dobrze się rozciągnąć. Zrobiłam dwa, może trzy ćwiczenia, a trener zarządził koniec rozgrzewki. Byłam zła. Nie skarżyłam się, bo nie okażę słabości, ale miałam za złe trenerowi, że potraktował mnie w tak upokarzający sposób.
Robiłam
to samo co wszystkie dziewczyny, ale i tak krzyki, uwagi i wyzwiska były
kierowane w moją stronę. Żadna z siatkarek się nie uśmiechała ani nie
chichotała, jak to miałyśmy w zwyczaju. Humor nie dopisywał nikomu. Widziałam
współczujące i pokrzepiające spojrzenia, ale nie zwracałam na nie uwagi i po
prostu dawałam z siebie dwieście procent, pracując o wiele ciężej i czując w
kostce skutki niedogrzania.
- Na
dzisiaj koniec! - zawołał trener po dwóch godzinach intensywnych ćwiczeń.
Pochwalił
Kalinę i dwie inne dziewczyny, które faktycznie robią duże postępy w ostatnim
czasie.
- Aśka, zostajesz!
Zostałam
sama z trenerem na hali, choć wolałabym być w tym czasie w drodze do domu.
Podeszłam do miejsca, w którym stał, czując dotkliwy ból w kostce przy każdym
kroku.
- O co
chodzi, trenerze? - zapytałam bez złości, chcąc jak najszybciej zakończyć tę
rozmowę.
- O
ciebie Koliberczyk. Tylko i wyłącznie.
-
Domyślam się, ale dalej nie do końca rozumiem.
-
Twoja forma spadła. Nie przychodzisz regularnie na treningi. Nie dogadujesz się
z dziewczynami, przez co atmosfera przypomina tę z pogrzebu.
- Nie
zgadzam się z tym trenerze.
- Nie?
Kto tu jest trenerem? Ty, czy ja?
- Pan.
- Kto
przyglądał się twoim ćwiczeniom przez ostatnie dwie godziny?
- Pan.
- Kto
w takim razie ma najlepszy obraz twojej formy?
Na
pewno nie ty - pomyślałam. Jeśli już ktoś taki ma, to jest to trener męskiego
klubu Jastrzębia, który pozwala mi ćwiczyć od czasu do czasu z chłopakami, a
nawet rozgrywać mini mecze.
Nie
pozwolę sobie wmawiać takich bzdur, a tym bardziej od człowieka, który podobno
ma mi pomóc się rozwijać.
- Moja
forma jest bardzo dobra i pan o tym wie. Zgodził się pan, trenerze, bym
opuszczała wieczorne treningi, jeśli codziennie będę wykonywała pański zestaw
ćwiczeń, a atmosfera w zespole jest taka, a nie inna i ja sama na to nic nie
poradzę, chociaż się będę starała.
-
Przekonaj mnie.
- Co
do czego?
- Co
do tego, że zasługujesz na miejsce w tym zespole.
Poziom
adrenaliny w mojej krwi gwałtownie wzrósł, a ja sama miałam szczęście, że
opanowałam buzujące we mnie emocje i nie udusiłam tego człowieka, który chyba
przez pomyłkę został mianowany trenerem BKS - u.
Usiadł
sobie wygodnie na krzesełku i przybrał wyzywającą pozycję z rękoma skrzyżowanym
na wysokości klatki piersiowej.
Nie
znoszę ludzi, którzy lekceważąco podchodzą do swojej pracy. Gdy trafiłam do
tego klubu, byłam naprawdę szczęśliwa, że będę pracować z fachowcami, ale teraz
widzę, że moja ślepa wiara w ludzi jest bezpodstawna. Jak mam zaufać trenerowi,
kiedy on robi wszystko, żeby mnie do siebie zniechęcić? Jak mam naprawić
atmosferę w zespole, jeśli on nie daje mi ku temu szansy?
Z
wielką determinacją chwyciłam piłkę i ustawiłam się za linią dziewiątego metra.
Wyrzuciłam piłkę do góry, podbiegłam i z wyskoku, z całą swoją mocą uderzyłam w
piłkę, która z ogromną prędkością przeleciała nad siatką i spadła dokładnie w
sam róg boiska tak, jak chciałam. Zrobiłam dokładnie tak samo jeszcze kilka razy,
a z każdą kolejną próbą starałam się celować w inną sferę boiska. Nie
popełniłam ani jednego błędu i wiem, że Zawieracz był pod wrażeniem, ale starał
się tego nie okazywać.
-
Wystawi mi pan piłki? - zapytałam twardo i ze stanowczością w głosie.
Wiedziałam,
że mi nie odmówi, przecież sam chciał, żebym go przekonała, co do swojej formy.
-
Oczywiście. - stwierdził rzeczowo i podszedł pod siatkę na środek boiska.
Podałam
mu piłkę i ustawiłam się za linią środkową, gotowa na wszystko.
Pierwsza piłka była łatwa i wbiłam ją w parkiet z całą swoją mocą. Druga była bardziej wymagająca, ale poradziłam sobie znakomicie. Trzecia i czwarta to były piłki sytuacyjne, które również skończyłam, ale piąta wystawa była bardzo ciężka i nie każdy by sobie z nią poradził.
Pierwsza piłka była łatwa i wbiłam ją w parkiet z całą swoją mocą. Druga była bardziej wymagająca, ale poradziłam sobie znakomicie. Trzecia i czwarta to były piłki sytuacyjne, które również skończyłam, ale piąta wystawa była bardzo ciężka i nie każdy by sobie z nią poradził.
Zadowolona
z siebie obróciłam się w stronę trenera, który stał po drugiej stronie za linią
dziewiątego metra.
-
Przyjęcie! - zawołał i podrzucił piłkę do góry.
Przyjęłam
dokładnie w punkt i przerzuciłam na drugą stronę. Męczył mnie raz bardzo mocną,
raz szybującą na palce, raz spadającą piłką. Wprowadzał też flota w najmniej
spodziewanym momencie. Z większością sobie poradziłam, choć niektóre
przyjmowałam mniej dokładnie, niż inne, ale było to spowodowane naprawdę mocnym
bólem kostki, który cały czas się nasilał, i który starałam się ukryć.
Oczywiście nie dałam po sobie poznać, że cokolwiek jest nie tak.
Nic
nie mówiąc, odwróciłam się i szybkim krokiem skierowałam się do szatni,
krzywiąc się z bólu, gdy trener zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Osunęłam
się na podłogę przed drzwiami szatni, bo nie miałam już siły by dotrzeć do
znajdującej się w środku ławki. Zbyt bardzo bolało.
W
duchu zaczęłam się martwić, że to naprawdę coś poważnego, ale diagnozę
postanowiłam zostawić dla lekarza, którego zamierzałam odwiedzić po powrocie do
Jastrzębia.
-
Wszystko w porządku? - usłyszałam gdzieś z bliska.
Bardziej
z zaskoczenia, niż strachu podskoczyłam do góry, a potem spojrzałam na postać,
stojącego obok kolegi po fachu.
Chociaż mniej akcji to i tak bardzo dobrze mi się czytało :)) Ehh, dobrze, że Asia nie zwątpiła w swoją formę, tylko pokazała trenerowi na co ją stać! ^^ Zuch dziewczyna! ;d
OdpowiedzUsuńTylko niepokoi mnie ta jej boląca kostka.. oby tylko nie było to nic poważnego i żeby mogła dalej grać ;>
Pzdr :3
Asia - zuch dziewczyna!!
UsuńNa pewno nie zbagatelizuje bólu. Nawet jeśliby chciała to pod czujnym okiem Zbyszka i Michała byłoby to niemożliwe :)
Wow! Z doświadczenia wiem, że ciężki dzień miała za sobą Aśka, taki wycisk na treningu, plus udowodnienie trenerowi swoich umiejętności. Wielki szacunek dziewczyno!! Matko! Żeby tylko nic poważnego z tą nogą nie było no :( Nie wolno jej bagatelizować tej sprawy, ale zaraz no....Kto to przyszedł do Asi? Michał i Zibi? OBY! Niech się Nią porządnie zajmą. Może coś z tego wyniknie? Hmmm
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, chociaż dość nieciekawy dla Asi, czekam na dalsze poczynania :)
Buźka :*
Asia jest twarda i udowodni to jeszcze nie raz. Moge obiecac, ze z kostka to nic powaznego, ale nie zdradze kto przyszedl :)
Usuń