Nie wiem, co mam tu napisać. Chyba lepiej będzie jak sobie wszyscy razem trochę pomilczymy.. :)
Tydzień minął.
Podróże znów się zaczęły, a ja jakby
straciłam do nich siłę. Na każdy wyjazd cieszyłam się coraz mniej. Dalej
uwielbiam podróżować, ale zaczęło mi czego brakować.
Czułam się samotna w tych
zupełnie nowych miejscach, a przecież tak nigdy nie było. Zastanawiałam się,
dlaczego tak się dzieje. Odpowiedz była prosta: zbyt bardzo przywiązałam się do
Zbysława i jego towarzysza niedoli, by teraz opuszczać ich na tak długi czas.
Musiałam przyznać się sama przed sobą, że nie wytrzymam tak w nieskończoność.
Byłam sama w pokoju hotelowym i
rozmyślałam nad swoim życiem. Zanim poznałam dwóch siatkarzy, wszystko było
proste. Nic mnie nie trzymało w kraju i łatwo było go opuścić. Teraz z każdym
kolejnym dniem tęsknię coraz bardziej i nic nie mogę na to poradzić. Mogę to
ignorować, ale wtedy będzie jeszcze gorzej.
Wstałam z łóżka i zbierając
wszystkie potrzebne rzeczy, udałam się do łazienki. Wypełniłam wodą wannę po
same brzegi i weszłam do niej. Po godzinie wyszorowana i zrelaksowana opadłam
na łóżko.
Nie mogłam zasnąć, coś nie dawało
mi spokoju. Sięgnęłam po telefon i odruchowo weszłam w spis kontaktów. Przy
każdym kolejnym numerze zastanawiałam się, czy zadzwonić do danej osoby.
- Zibi – przeczytałam nazwę, ale
nie przycisnęłam zielonej słuchawki. Przesuwałam
się dalej. Nie chciałam rozmawiać ze Zbyszkiem. Wiedziałam, że on na pewno
zacznie żartować, a ja nie mam na to humoru. On się zachowuje jak duże dziecko.
Jest dorosły, ale nie dojrzały. Jego psychika zatrzymała się w rozwoju na
poziomie trzynastolatka, co nie zmienia faktu, ze kiedy nadejdzie odpowiedni
czas on dojrzeje. Jestem tego pewna.
- Kubiaczek – po raz kolejny
odczytałam głośno nazwę kontaktu. Tym
razem wiedziona impulsem przycisnęłam co trzeba i czekałam na połączenie.
Michał się zmienił przez te kilka
miesięcy. Wydoroślał. Lubił się ze mną droczyć i żartować, ale zrobił się
bardziej opanowany i spokojny. Nie wiem czyja to sprawka, ale jak się dowiem,
to muszę mu podziękować, bo dzięki niemu Michał jest naprawdę najlepszym
przyjacielem. Potrafi wysłuchać, poradzić, a nawet pomilczeć, gdy tego
potrzebuję. Teraz go potrzebuję.
- Julita?
- Cześć Misiu.
- Co się stało?
To było w nim najlepsze.
Powiedziałam ledwo dwa wyrazy, a on już wiedział, że coś jest nie tak. Nie
zapytał „czy coś się stało?”, tylko „Co się stało?”.
- Ciężko mi.
- Trudny klient?
- Nie. Nie chodzi o moja prace. A
właściwie chodzi, ale nie w tym sensie.
- Mów.
- To nic takiego. Po prostu za
wami tęsknie.
- I z tego powodu jest ci ciężko?
Rozumiem, że ci nas brakuje, ale nie ma cię dopiero od dwóch dni.
- Dwa dni, a ja najchętniej
wróciłabym do domu, położyła się w łóżku i przespała cały następny tydzień.
- Koliberku wytrzymasz. Tylko
trzy dni, a ja obiecuje ci, że jak tylko wrócisz, twoi przyjaciele wyciągną cie
z dołka.
- Michał?
- Tak?
- Wiesz, że jesteś najlepszy?
- O cholera..
- Co?
- Przez ciebie się zarumieniłem! –
po tym wyznaniu musiałam zacisnąć zęby z całej siły, by nie parsknąć śmiechem. -
Julita?
- Czekaj Kubiak. Próbuje opanować
dziki Brecht, ale cholercia coś mi nie idzie. – Ledwo wypowiedziałam te słowa,
a już zaśmiewałam się do łez, które ciekły mi po policzkach. Po drugiej stronie
słuchawki Misiek robił to samo.
Chwilę trwało zanim się
opanowaliśmy, a potem przez jeszcze jedną chwile w słuchawce panowała cisza, ta
przyjemna cisza.
- Dziękuje – szepnęłam,
wypełnionym wdzięcznością głosem.
- Dobranoc Koliberku – szepnął z
czułością.
Zrozumiał. Wiem, że tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz