-

-

7 sierpnia 2013

Rozdział IV


Nie wiem, co mam tu napisać. Chyba lepiej będzie jak sobie wszyscy razem trochę pomilczymy.. :)




Tydzień minął. 

Podróże znów się zaczęły, a ja jakby straciłam do nich siłę. Na każdy wyjazd cieszyłam się coraz mniej. Dalej uwielbiam podróżować, ale zaczęło mi czego brakować. 

Czułam się samotna w tych zupełnie nowych miejscach, a przecież tak nigdy nie było. Zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje. Odpowiedz była prosta: zbyt bardzo przywiązałam się do Zbysława i jego towarzysza niedoli, by teraz opuszczać ich na tak długi czas. Musiałam przyznać się sama przed sobą, że nie wytrzymam tak w nieskończoność. 

Byłam sama w pokoju hotelowym i rozmyślałam nad swoim życiem. Zanim poznałam dwóch siatkarzy, wszystko było proste. Nic mnie nie trzymało w kraju i łatwo było go opuścić. Teraz z każdym kolejnym dniem tęsknię coraz bardziej i nic nie mogę na to poradzić. Mogę to ignorować, ale wtedy będzie jeszcze gorzej.

Wstałam z łóżka i zbierając wszystkie potrzebne rzeczy, udałam się do łazienki. Wypełniłam wodą wannę po same brzegi i weszłam do niej. Po godzinie wyszorowana i zrelaksowana opadłam na łóżko.

Nie mogłam zasnąć, coś nie dawało mi spokoju. Sięgnęłam po telefon i odruchowo weszłam w spis kontaktów. Przy każdym kolejnym numerze zastanawiałam się, czy zadzwonić do danej osoby. 

- Zibi – przeczytałam nazwę, ale nie przycisnęłam zielonej słuchawki. Przesuwałam się dalej. Nie chciałam rozmawiać ze Zbyszkiem. Wiedziałam, że on na pewno zacznie żartować, a ja nie mam na to humoru. On się zachowuje jak duże dziecko. Jest dorosły, ale nie dojrzały. Jego psychika zatrzymała się w rozwoju na poziomie trzynastolatka, co nie zmienia faktu, ze kiedy nadejdzie odpowiedni czas on dojrzeje. Jestem tego pewna. 

- Kubiaczek – po raz kolejny odczytałam głośno nazwę kontaktu. Tym razem wiedziona impulsem przycisnęłam co trzeba i czekałam na połączenie. 

Michał się zmienił przez te kilka miesięcy. Wydoroślał. Lubił się ze mną droczyć i żartować, ale zrobił się bardziej opanowany i spokojny. Nie wiem czyja to sprawka, ale jak się dowiem, to muszę mu podziękować, bo dzięki niemu Michał jest naprawdę najlepszym przyjacielem. Potrafi wysłuchać, poradzić, a nawet pomilczeć, gdy tego potrzebuję. Teraz go potrzebuję. 

- Julita?

- Cześć Misiu.

- Co się stało?

To było w nim najlepsze. Powiedziałam ledwo dwa wyrazy, a on już wiedział, że coś jest nie tak. Nie zapytał „czy coś się stało?”, tylko „Co się stało?”.

- Ciężko mi.

- Trudny klient?

- Nie. Nie chodzi o moja prace. A właściwie chodzi, ale nie w tym sensie.

- Mów.

- To nic takiego. Po prostu za wami tęsknie.

- I z tego powodu jest ci ciężko? Rozumiem, że ci nas brakuje, ale nie ma cię dopiero od dwóch dni.

- Dwa dni, a ja najchętniej wróciłabym do domu, położyła się w łóżku i przespała cały następny tydzień.

- Koliberku wytrzymasz. Tylko trzy dni, a ja obiecuje ci, że jak tylko wrócisz, twoi przyjaciele wyciągną cie z dołka.

- Michał?

- Tak?

- Wiesz, że jesteś najlepszy?

- O cholera..

- Co?

- Przez ciebie się zarumieniłem! – po tym wyznaniu musiałam zacisnąć zęby z całej siły, by nie parsknąć śmiechem. - Julita?

- Czekaj Kubiak. Próbuje opanować dziki Brecht, ale cholercia coś mi nie idzie. – Ledwo wypowiedziałam te słowa, a już zaśmiewałam się do łez, które ciekły mi po policzkach. Po drugiej stronie słuchawki Misiek robił to samo. 

Chwilę trwało zanim się opanowaliśmy, a potem przez jeszcze jedną chwile w słuchawce panowała cisza, ta przyjemna cisza. 

- Dziękuje – szepnęłam, wypełnionym wdzięcznością głosem.

- Dobranoc Koliberku – szepnął z czułością.

Zrozumiał. Wiem, że tak.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz