Ostatni. Części pierwszej.
Za moim oknem szaleje burza. W moim życiu też by się taka przydała. Przyjdzie, a potem odejdzie, ale powietrze jakie za sobą zostawi, będzie rześkie. Spadnie deszcz, który wsiąkając w ziemię, zabierze ze sobą wszystkie moje negatywne emocje.
Moje filozofowanie zazwyczaj nie kończy się dobrze.. :D
Koniec historii. Trudno. Coś się kończy, coś się zaczyna.
Mam nadzieję, że wytrwam w następnej historii, którą już zaczęłam pisać. Może pojawi się tutaj, a może na innym blogu?
Nie wiem jeszcze...
Nie przedłużając. Żegnam się z Wami teraz, by potem ponownie Was powitać.
To właśnie ten dzień. To dziś wraca jego
przyjaciółka, której nie widział od tygodnia, a za którą chorobliwie tęsknił.
Oczekiwał dzwonka do drzwi, ale zamiast tego zadzwonił jego telefon.
- Numer nieznany – przeczytał na ekranie. Odebrał.
- Słucham? – rzucił do telefonu.
- Witam. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność?
– Słuchał głosu nieznanego człowieka i już podświadomie wiedział, że to bardzo
poważna sprawa.
- Michał Kubiak. Mogę wiedzieć kim pan jest i
po co pan dzwoni?
- Waldemar Stołkiewicz. Dzwonię w sprawie
pani Julity Koliberczyk. Znał ją pan?
- Tak. O co chodzi?
Znał? Czemu ten facet użył czasu przeszłego? Nie, nie, nie… Nie! To nie może być to, o
czym myślę. Michał, uspokój się, zaraz się wszystko wyjaśni. – próbował
przekonać samego siebie, że na pewno wszystko jest w porządku. Nie wychodziło
mu to. Z następnymi słowami mężczyzny jego twarz stawała się blada, oczy z
niedowierzaniem wpatrywały się w ścianę, naprzeciwko której siedział po tym,
jak dolne kończyny odmówiły mu posłuszeństwa.
- Pańska znajoma nie żyje. Przykro mi.
Szok. Tak wielki, że Michał kompletnie się
wyłączył i nie słyszał głosu mężczyzny, który w dalszym ciągu coś do niego
mówił. Rozróżniał tylko pojedyncze słowa.
Śmierć. Samolot. Wypadek. Katastrofa.
- Panie Michale? – Waldemar chyba miał mu coś
jeszcze do przekazania, ale Kubiak w dalszym ciągu był w szoku, z którego
wyrwało go głośne – Panie Michale!
-Tak? – powiedział, chociaż bardziej
odpowiednim słowem byłoby wyszeptał.
- Pani Koliberczyk.. – sam dźwięk jej
nazwiska sprawiał mu niewyobrażalny ból – miała ze sobą walizkę i torebkę,
które pomimo wypadku są w dobrym stanie. Mógłby się pan po nie zgłosić?
Pomimo tego, że na sam widok jej rzeczy
pewnie się załamie, zgodził się. Facet zakończył rozmowę cichymi słowami żalu,
ale jemu wydawało się, że ktoś kto nigdy nie znał jego Juli, nie będzie w
stanie pojąć, jaką jej śmierć jest tragedią.
Michał siedział na podłodze w mieszkaniu
swoim i Zbyszka. Nie czuł nic. Pustka. Tylko tak mógłby określić swój obecny
stan. Nie wiedział gdzie jest, kim jest, która jest godzina, ile czasu minęło
od tego cholernego dźwięku telefonu. Nie wiedział nic, a mimo to był. Ciągle
istniał. Wydawało mu się niemożliwe, że człowiek jest w stanie przeżyć utratę
ukochanej osoby, której nie miał czasu poznać do końca.
Życie ponownie z niego zadrwiło, odbierając
mu coś na czym mu cholernie zależało. Nie dając mu czasu. Ale czy to właśnie
nie jest urok życia? Bawi się z nami, to dając nam czas, to znów nam go
odbierając. I wcale nie jest sprawiedliwe. Jedni mają go za dużo inni za mało,
a jeszcze inni nie mają go wcale. Dlaczego tak wiele zależy od czasu? Dlaczego
nie możemy od dziecka wiedzieć kim będziemy w przyszłości, kogo pokochamy? Nie
tracilibyśmy wtedy cennych chwil na głupie zastanawianie się, co dalej? Z dnia
na dzień mielibyśmy coraz mniej czasu, ale też bylibyśmy coraz bardziej
przygotowani na jego koniec. Koniec czasu, nasz koniec, który nadszedłby w
odpowiednim momencie i każdy byłby szczęśliwy. Dlaczego jest, jak jest, a my
nie mamy na to wpływu? Życie daje nam złudne odczucie sprawiedliwości, które,
tak bardzo często, nas zaślepia. Nie możemy się wyrwać z jej szponów i
często jest już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Jedyna szansa zostaje nam
odebrana, a my zostajemy z niczym i możemy się tylko modlić, by rany zagoiły
się szybciej, były mniej bolesne i uciążliwe. Możemy się tylko modlić, by nie
dać się wciągnąć w wir poczucia winy, które zamiast dać nam motywacje do
działania, pozbawi nas złudzeń i sił. Pozostaje nam jedynie czekać. Podobno
czas leczy rany. Ja w to nie wierzę, bo czyż to nie on je zadaje?
Szczęk otwieranego zamka przepływa prawie
niezauważalny wśród innych dźwięków, jakie rejestrują zmysły chłopaka
siedzącego nieruchomo pod ścianą. Prawie. Ale to wystarczyło, by Michał ocknął
się ze stanu, w którym się znajdował.
Do mieszkania wszedł jego współlokator, który
wrócił z treningu. On nie poszedł. Miał wolne, które chciał w pełni wykorzystać
na spotkaniu z Julitą. Ktoś musiał ją odebrać z lotniska.
Zbyszek nie rozglądając się, rzuca swoja
torbę na półkę, ściąga buty i dopiero kiedy chce wejść w głąb mieszkania,
dostrzega Miśka.
- Michał?
Wyżej wspomniany nie poruszył się, nie
odwrócił głowy, nie zrobił nic. Dalej wgapiał się w ścianę, chociaż doskonale
zdawał sobie sprawę z obecności przyjaciela.
- Misiek.
Nic. Kolejny raz brak reakcji. Bartman
zaniepokoił się, ale dalej nie skojarzył faktów. Michał powinien być w tym
momencie z Juli, a nie siedzieć nieruchomo w mieszkaniu.
- Kubiak! Do cholery jasnej! Możesz łaskawie
odpowiedzieć, gdy cię wołam.
Bartman stracił cierpliwość, a że nie należał
do osób spokojnych.. Co by nie powiedzieć, jego krzyk przyniósł pożądany efekt.
Misiek popatrzył na niego pustymi oczami, na
których dnie można by doszukać się wielkiego bólu.
- Ona nie żyje.
Bartman wyglądał jak dziecko, gdy ktoś mu
czytał tekst encyklopedii. Kompletnie nie wiedział, o co chodzi.
- Co?
- Julita nie żyje.
- Co?
- Nie żyje.
- Co?
- Do kurwy nędzy! Jesteś głuchy, czy tylko
udajesz? W obu przypadkach mnie wkurwiasz.
- Jak to nie żyje?
- Normalnie.
- Jak?
- Samolot.
Jedno słowo, ale Bartman i tak wiedział co
się mogło stać. Awaria silnika, oderwane skrzydło, płonące skrzydło, wybuch
bomby, zamach, wypadek, zaspany pilot, pijany pilot. Tak wiele możliwości. Tak
wiele tragicznych wydarzeń, a wszystkie możliwe. Wizje spadającego samolotu
męczyły Bartmana swoja realnością.
- Cholerny Kurek! – wrzasnął Zbyszek.
Michał popatrzył na niego jak na kompletnego
idiotę.
- Co?
- Przez jego cholerny lęk przed lataniem i
jego barwne opowiadania o katastrofie, ciągle mam przed oczami spadający
samolot.
Zapadła cisza. Żaden z nich nie wiedział co
powiedzieć, a z resztą obojgu im wydawało się, że słowa są zbędne. Bo czy z ich
pomocą da się wyrazić cały ból?
- Muszę pojechać po jej rzeczy.
- Ja nie mam na to siły.
- Wiem.
Bartman popatrzył na Kubiaka z podziwem. Tak,
podziwem. Dlaczego? Bo znał jego uczucia do tej dziewczyny i wiedział, że nie
była mu obojętna. Cieszył się z tego, ale teraz nie wyobrażał sobie jak on
zachowałby się na jego miejscu. Misiek ma siłę, i nie chodzi tu o siłę
fizyczną, by cokolwiek zrobić. On sam czuje, że pogrąża się w rozpaczy, żalu i
złości.
Dzik wyszedł, zostawiając przyjaciela samego.
Nie wiedział kogo będzie trzeba bardziej pocieszać, niedoszłego chłopaka, czy
przyjaciela?
Pojechał we wskazane miejsce, odebrał co miał
odebrać i wrócił do domu, gdzie w spokoju udał się do swoich czterech kątów.
Wiedział, że prawdopodobnie się załamie, a nie chciał, żeby ktokolwiek to
widział.
Walizkę odstawił w pobliżu szafy. Torebkę
wziął ze sobą na łóżko i po kolei zaczął wyjmować wszystkie znajdujące się tam
przedmioty. Dotykając je miał wrażenia, że jest bliżej niej. A chciał, by ona
była teraz koło niego.
W jego dłoniach znalazł się zeszyt. Zwykły,
czarny zeszyt. Otworzył go na pierwszej stronie.
„Na pamiątkę
moją i osoby, z którą podzielę się moimi sekretami.”
Julita Koliberczyk
Zaciekawiony zaczął przeglądać strony z
zapiskami Juli. Z każdą kartką odkrywał tę dziewczynę na nowo. Przeżywał jej
problemy, decyzje, rozterki. Poznał delikatną i wrażliwą stronę tej kobiety.
Spojrzał na datę ostatniego wpisu. Dzień
wypadku.
„Mam złe przeczucia, ale wierzę, że wszystko
będzie w porządku. Jestem kobietą i mam intuicję, ale zawiodła mnie ona tak
wiele razy, że nawet nie próbuję się na nią zdawać.
Szczerzę się jak głupia do sera. Ludzie w
samolocie patrzą na mnie, jak na wariatkę. Trudno. Nie mogą przecież wiedzieć,
że dzisiaj w końcu zobaczę się z osobą, którą kocham? Nie mogą i dlatego im
wybaczam. Tęsknię za nim i kocham go. Tak po prostu.
Z tobą podzielę się moimi sekretami.
Na zawsze twoja Kubiak. Niezależnie od
niczego!”
Łzy spływały mu strumieniem po policzku. Ona
w pewien sposób się z nim żegnała.
Czuła.
On się z nią jeszcze nie pożegnał, ale zrobi
to, teraz.
- Kocham cię, Ptaszyno. Już na
zawsze i niezależnie od niczego, moje serce należy do ciebie.
Kocham ten rozdział. Siedze i płacze. tak:*:(
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się aż tak smutnego zakończenia :( zwłaszcza, że już oboje chcieli sobie wyznać uczucia i być szczęśliwi. Biedny Misiek :(
OdpowiedzUsuńMistrzostwo świata :'( całe opowiadanie <3
OdpowiedzUsuń