Nowy rozdział!!!
Z racji tego, że dzisiaj obchodzę swoje małe święto:P dodaję nowy rozdział i jutro też dodam.. Taki mały prezencik ode mnie!
Z racji tego, że dzisiaj obchodzę swoje małe święto:P dodaję nowy rozdział i jutro też dodam.. Taki mały prezencik ode mnie!
Jak zwykle zachęcam do komentowania!
i
Zapraszam na SZUFLADĘ!
i
Zapraszam na SZUFLADĘ!
A teraz nie przedłużam.. :)
„Jedno wiem, że w Tobie mam, łagodną, cichą przystań by przeczekać każdy sztorm.”
Nadeszła godzina wyjazdu. Ciężko
było mi się rozstać z Michałem, bo wiedziałam, że w jakiś sposób będzie mu to
przypominało o jej śmierci, ale nie mogłam tutaj zostać. Na szczęście ze
Zbyszkiem jeszcze się nie musiałam żegnać, bo on jedzie ze mną, a wiem, że
również będzie ciężko, tylko że z innych przyczyn. Przez cały mój pobyt tutaj
bardzo się z nim zżyłam i będzie mi go brakować w Bielsku.
- Wszystko?
Zapytał mnie Bartman wchodząc do
mieszkania i rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co jeszcze mieliśmy wziąć.
Nic takiego już tutaj nie zostało. Było pusto, a echo niosło się po pokojach.
- Wszystko – odparłam ze słabym
uśmiechem. Teraz, kiedy już prawie się tu zadomowiłam, musiałam opuścić
Jastrzębie i było mi przykro z tego powodu, jednak tęskniłam za rodzicami i przyjaciółmi,
a przede wszystkim za treningami i meczami.
- Nie smutaj już. Jest dobrze, a
nawet lepiej dzięki tobie.
- Jak mam nie smutać? Ciężko mi
stąd wyjechać.
- Będziesz za tym tęsknić?
- Może to dziwne, ale to tutaj po
raz pierwszy od jej śmierci poczułam się dawną sobą i tak będę tęsknić.
- Chodźmy już. Im dłużej to trwa,
tym ciężej będzie.
- Masz racje.
Dałam mu się pociągnąć za rękę i
wyjść z mieszkania. Wyciągnęłam jedną z dwóch par kluczy i zamknęłam dokładnie
drzwi.
- Chodźmy.
Odwróciłam się do Zbyszka i tym
razem to ja pociągnęłam go za rękę do windy, a kiedy się już tam znaleźliśmy
nie puściłam jej. Ten drobny gest dodawał mi otuchy i sprawiał, że czułam się
silniejsza.
Na parkingu czekał na nas Michał,
by się pożegnać.
Podeszliśmy do niego, zapominając
o tym, że nadal trzymamy się za ręce. Dostrzegł to, a na jego twarzy pojawił
się nikły uśmiech. Wiem jak to zrozumiał, ale ja sama nie byłam pewna, czy
między mną, a Zbyszkiem coś jest. W swoim towarzystwie czuliśmy się naprawdę
dobrze, rozumieliśmy się, a nawet zwierzaliśmy się sobie. To nie jest zwykła
przyjaźń, ale nie jest to również miłość. Coś pomiędzy. To tak jakby najbliższe
godziny, dni miały zadecydować o naszym dalszym losie.
Puściłam rękę Bartmana i
przytuliłam się do Michała. Oddał uścisk i wyszeptał mi do ucha ciche
podziękowania. Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się widząc, że nie są już
puste, tak jak były pierwszego dnia. Nie ma w nich już tego bólu i smutku,
chociaż na pewno jeszcze się tam gdzieś czai.
- Trzymaj się tam. Trenuj,
doskonal technikę, graj, zdobywaj MVP, imponuj trenerowi, pomagaj koleżanką i
pozostań sobą. – uśmiechnął się do mnie, a potem dodał – I pamiętaj o tym co ci
mówiłem, że trener prędzej, czy później, ale wydaje mi się, że wcześniej,
weźmie cię do pierwszej szóstki.
- Pamiętam, pamiętam.. –
westchnęłam. – Życzę ci, żebyś cały czas grał w szóstce, nie miał kontuzji,
zostawał MVP każdego spotkania.. – w tym momencie doszło mnie chrząknięcie
Zbyszka – no dobra, musisz się podzielić ze Zbigniewem. – wyszczerzyłam się do
nich obu. – Żebyście zdobyli pierwsze miejsce w Pluslidze, żebyście zostali
powołani do kadr i zajęli pierwsze miejsce w Lidze, Mistrzostwach i Memoriale.
Żebyście nie chorowali i sprzątali od czasu, do czasu w mieszkaniu. No to chyba
na tyle.
- Dobra. Jedźcie już, bo się
zaraz rozryczę i już nie będę Dzikiem, tylko Bobrem.
Roześmialiśmy się wszyscy.
- Do zobaczenia! – zawołam
jeszcze, wsiadając do samochodu.
Odpaliłam silnik, zwolniłam
sprzęgło i ruszyłam, a za mną jechał Zbyszek, który tylko uścisnął się po męsku
z Michałem i wymienił porozumiewawczy uśmiech.
Podróż nie trwała długo, ale
byłam bardzo zmęczona. Dochodziła już osiemnasta, kiedy przekroczyliśmy próg
mojego rodzinnego domu. Mama już na mnie czekała, ale nie wiedział, że przyjadę
z kimś jeszcze, bo nie zdążyłam jej o tym powiadomić, więc była nieco zdziwiona
widząc dwa samochody, skręcające pod dom.
Wyłączyłam samochód i wyszłam z
niego, a Zbyszek uczynił dokładnie to samo.
- Wypadałoby wnieść,
prawda?
W odpowiedzi się tylko do niego
uśmiechnęłam, a potem złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku drzwi.
- Joasiu, co ty kombinujesz?
- Zaraz zobaczysz – powiedziałam
otwierając drzwi wejściowe i wchodząc do domu.
- Mamo? – krzyknęła w stronę
kuchni.
- W kuchni!
Skierowałam swoje kroki do
niedużego pomieszczenia, w którym królowała moja mama. Podeszłam do niej i ją
uściskałam, a potem ona pocałowała mnie w czoło.
- Nareszcie skarbie. Z kim
przyjechałaś?
Zbyszek stał w drzwiach
przyglądając się nam i chyba czuł się niezręcznie.
- Mamo, to jest Zbyszek
przyjaciel mój i Julity z Jastrzębia. Zbyszek to jest moja mama.
- Dobry wieczór. Miło mi panią
poznać.
- Dobry wieczór, dziecko.
Mama miała dziwną minę, jakby
starał się coś ukryć. Nie wiem, o co może chodzić, ale nie wiem, czy dobrze
będzie pytać. Postanowiłam jej nie martwić na razie, ale kiedyś się dowiem, o
co chodziło.
- Zrobiłam Wam kanapki, ale
myślałam, że Asia przyjedzie sama i jest ich trochę mniej, ale to nie szkodzi,
zaraz wam dorobię. Napijecie się herbaty? - obejrzała się na nich przez
ramię, wyjmując z półki chleb. – Siadajcie, siadajcie.
Usiedliśmy przy stole i
zaczęliśmy jeść gotowe już kanapki, a mama po chwili postawiła na nim kolejny,
tym razem większy, talerz kanapek i dwa kubki z parującą herbatą miodową.
- Dzięki, mamuś.
- Dziękuję pani.
- Nie macie za co dzieci.
Zostajecie na noc?
Popatrzyłam na Zbyszka i zdałam
sobie sprawę, że jest już późno i nie puszczę go teraz do Jastrzębia.
- Tak, zostajemy. Zaraz
przygotuję nam pokoje.
- O to się nie martw. Ja się tym
zajmę, a wy może wniesiecie kartony?
- Dobra, mamo.
Wyszła z kuchni, zostawiając nas
samych. Zbyszek patrzył na mnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Mam jutro trening.
- Wiem. Zadzwonisz do Michała, a
on wytłumaczy wszystko trenerowi.
- No nie wiem.
- Zbyszek. Nie masz wyjścia, bo
ja cię teraz po nocy i zmęczonego w dodatku do domu nie puszczę.
Uśmiechnął się słodko.
- Martwisz się o mnie?
- Cóż. Nie chcę mieć cię na
sumieniu albo twojego trener na karku, gdyby coś ci się stało.
- Ach tak.
- No co?
- No nic.
W milczeniu przeżuwaliśmy
kanapki, aż w końcu nie wytrzymałam.
- No dobra. Martwię się o ciebie.
Zadowolony?
- Niezmiernie – odpowiedział z
firmowym uśmiechem numer pięć na ustach.
Zaczęłam się śmiać, a po chwili
on do mnie dołączył.
- To co, zostajesz?
- Zostaję.
- W takim razie chodź. Trzeba
odciążyć mojego Leonka.
- I moją Bożenkę.
- Bożenkę?
- Be- em- ka. Bo- żen- ka.
Nie widzisz podobieństwa?
- Widzę, widzę – powiedziałam
kpiąco.
- Nie śmiej się ze mnie!
- Nie śmieję się przecież.
- Bo się powstrzymujesz.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Nieprawda.
- Prawda.
- No dobra, powstrzymywałam
się.
- Widzisz?
- Co, widzisz?
- Ja zawsze mam rację!
Był tak uradowany i tak pewny
siebie, że tym razem nie umiałam się już powstrzymać i roześmiałam się.
- Znowu się ze mnie śmiejesz!
- Prze.. Przepraszam! – wysapałam
w przerwie przed kolejnym atakiem.
Zbyszek chyba się obraził, więc
musiałam się teraz wkupić w jego łaski.
Chciałam go pocałować w policzek
na przeprosiny, ale on się odwrócił w ostatniej chwili i moje usta wylądowały
na jego.
CO!? W TAKIM MOMENCIE!?!?!! Ja cię chyba kiedyś zabiję,no!:* Heh.. rozdział jest super, fajny, świetny, mega.. i nwm już jak go opisać ;)) Nono.. Joasia i Zbyszek? <3 Od początku wiedziałam, że coś między nimi będzie i jak widać, nie myliłam się ;d No to teraz czekam na kolejny Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!!! ;] Strasznie ciekawi mnie reakcja Zibiego na ten pocałunek.. <3 + Zapomniałam tego napisać na Twoim pierwszym blogu, ale napiszę teraz : Wszystkiego Najlepszego z okazji Twoich urodzin! Sto lat!! Abyś mi pisała jeszcze duuuuużo tak świetnych opowiadań ^^ I te inne życzenia♥ Nwm, nie jestem w tym dobra. XD
OdpowiedzUsuńPzdr :3 http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
Dziękuję za życzenia! :**
UsuńA no w takim momencie, ale spokojnie szybko będzie kolejny rozdział:))