Jestem cholernie szczęśliwa, wiecie? :))
Byłam na meczu, zebrałam kilka autografów i mogę umierać jako szczęśliwy kibic siatkówki xDD
"Rozglądaj się uważnie, bo szczęście pomyka
obok ciebie, czekając aż je dostrzeżesz."
Nie mogłam zasnąć. Leżałam już w
łóżku, ale coś nie dawało mi odpłynąć w krainę marzeń. Po raz kolejny tej nocy
przewróciłam się na lewy bok. Ręką wymacałam mój telefon na szafce nocnej i
sprawdziłam godzinę. Dochodziła pierwsza w nocy. Zamknęłam oczy i choć
słyszałam wszystko bardzo wyraźnie i nie straciłam kontaktu z rzeczywistością.
Udawałam, że jest inaczej.
Usłyszałam szczęk klucza i drzwi
się utworzyły, a zaraz potem zapaliło się światło. Zbyszek wrócił.
Nie chciałam go denerwować,
wstając i wypytując o wszystko. Jednak gdy usiadł w kuchni i najwyraźniej nie
zamierzał stamtąd szybko wychodzić, wstałam i wciągnąwszy na nogi kapcie,
udałam się do kuchni. Nalałam sobie do szklanki soku i usiadłam naprzeciw
niego. Nie pytałam, po prostu byłam, a słowa same zaczęły wypływać z jego ust.
- Powiedziałem mu o wszystkim. O
tym, że znalazłem swoją matkę, a raczej ona mnie. Był zaskoczony. Bardzo. Chyba
nie sądził, że jeszcze kiedyś usłyszy cokolwiek o tej kobiecie, a już na pewno,
że ja ją spotkam. - przerwał na chwilę, nalał sobie również soku, a kiedy upił
kilka łyków, mówił dalej. - Chyba zaczynam go rozumieć. Kiedy o nim myślę, nie
wpadam w szał. Nie czuję już nienawiści. Wydaje mi się, że ja sam na jego
miejscu bym sobie nie poradził. Bo jak wychować dziecko, które jest owocem
romansu i to z kobietą, która uciekła od problemów. Przepraszam. - powiedział,
gdy zauważył, że się skrzywiłam. - Nie chciałem jej obrazić.
- Nic się nie stało. Masz rację.
Uciekła od problemów i nic jej nie tłumaczy, ale tak jak ty zaczynasz się
przekonywać do ojca, ja mam ochotę z nią porozmawiać. Wyjaśnić sobie wszystko
raz, a porządnie. Nie wiem, czy jestem gotowa wybaczyć, ale może chociaż
zrozumiem.
- Nie zamierzam cię zatrzymywać.
To twoja mama i była przy tobie przez całe życie, przy mnie nie. Ja jej nie
znam i długo mi zajmie, zanim zechcę się z nią spotkać. Poznać.
- Na wszystko przyjdzie pora. Nie
powinniśmy się do niczego zmuszać.
- Wiesz co, siostra?
- Co bracie?
- Cieszę się, że cię mam.
- Wzruszyłam się.
- Ej nie płacz. Wszystko będzie
dobrze. - mówił uspokajająco, kiedy dwie łezki wypłynęły mi z oka,
rozpoczynając wyścig.
- Wiem to. I dlatego płaczę.
Następnego dnia wstałam z
uśmiechem na ustach. Rozmowa ze Zbyszkiem była jak oczyszczenie całego organizmu.
Nie przejmowałam się, co przyniesie jutro.
Ogarnęłam swój wygląd, zjadłam
śniadanie i razem z Michałem rozpoczęłam codzienny maraton po Jastrzębiu.
Wyjątkowo nie poszedł z nami Zbyszek, ale wiedziałam, że zapewne wczorajsza
rozmowa z tatą i mną go wykończyła.
Z Michałem nie rozmawialiśmy.
Biegliśmy przed siebie, znaną nam trasą i oboje myśleliśmy o swoich sprawach.
Ja zastanawiałam się nad dzisiejszym treningiem i modliłam się, by dane mi było
się porządnie rozgrzać. Nie chciałam forsować kostki, bo nie miałam ochoty na
kontuzję. Myślałam również o Bartku. Pojawił się znikąd i tak samo szybko
zniknął. Zastanawiałam się, czy nadal jest w Bielsku, czy też może już pojechał
w świat. Miło by było pogadać w innych okolicznościach niż wczorajsze.
Po godzinnym biegu,
przystanęliśmy w niedalekim parku i rozciągaliśmy mięśnie.
- Rozmawiałaś wczoraj ze
Zbyszkiem. - stwierdził.
- Tak. Gadaliśmy.
- I co?
- Wydaje mi się, że wszystko
zmierza ku lepszemu. Może w końcu szczęście się do nas uśmiechnie.
- Albo już się uśmiechnęło. -
odparł z tajemniczym uśmieszkiem.
- Wracajmy już. Mam ochotę na
kawę.
- Narobiłaś mi smaka. Lecimy.
Kilka minut później siedzieliśmy
przy kuchennym stole we trójkę, a każdy w dłoni dzierżył kubek kawy.
Trzydzieści minut zajęła nam przyjacielska pogawędka o głupotach, a ja nawet
nie zarejestrowałam, że mogę się spóźnić na trening, jeśli nie zacznę się już
zbierać.
- Aśka, zegar. - upomniał mnie
Zbyszek.
- Co zegar? - spytałam
nieprzytomnie.
- Nie masz czasem treningu?
Popatrzyłam jeszcze raz na zegar,
a potem wystrzeliłam jak z procy, krzycząc dziękuję, w stronę Zbyszka. Szybko
się przygotowałam i chwilę później wsiadałam do mojego autka.
Tym razem się nie spóźniłam, a
byłam nawet przed czasem. Przebrałam się i weszłam na halę. Korzystając z
okazji, porządnie rozciągnęłam mięśnie. Siedziałam na parkiecie i obserwowałam
dziewczyny, które wchodziły na sale przebrane i gotowe na wycisk. Jeszcze kilka
miesięcy wcześniej byłabym między nim.
Nagły pomysł zaświtał mi w
głowie. Nie poprawię relacji, jeśli się będę od nich odsuwała. Wstałam,
uśmiechnęłam się szczerze i podeszłam do nich.
- Dziewczyny, chcę was wszystkie
przeprosić. Ostatnio zaniedbywałam i klub i was i nie mam nic na swoją obronę,
ale chciałabym żeby pomiędzy nami była zgoda.
Chwilę patrzyły na mnie w
milczeniu, a potem podeszła do mnie Marta. Przytuliła do siebie i powiedziała,
że się nie gniewa. Reszta poszła za jej przykładem i chwilę później wszystkie
razem śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Nie zauważyłam Kaliny, która stała w
drzwiach i przyglądała się nam z tajemniczym uśmiechem. Dopiero gdy dziewczyny
ja zawołały, odwróciłam się w tamtą stronę i widząc ją, uśmiechnęłam się.
Odwzajemniła gest. W tym momencie poczułam, że szczęście się naprawdę do mnie
uśmiechnęło. Wszystko jest prawie tak jak dawniej.
Chwilę później przyszedł sztab
szkoleniowy i zaczęłyśmy normalny trening. Było tak jak dawniej, a ja się
cieszyłam jak głupia, z miny trenera, gdy w końcu ogarnął, że atmosfera w
zespole wróciła do normy.
Po treningu w szatni zostałam ja
i Kalina. Nie odzywałyśmy się do siebie. Słowa nie były nam potrzebne.
Wiedziałyśmy, że za chwilę wszystko się wyjaśni. Albo będziemy best friend
forever, albo zachowamy przyjazne stosunki.
- To co idziemy? - zapytałam ją,
kiedy już się do reszty ogarnęłam.
- Pewnie. Mam prośbę.
- Tak? - zapytałam niepewnie.
- Mogę rzucić rzeczy do twojego
auta? Nie chcę mi się ich taszczyć.
- Pewnie.
Ruszyłyśmy na parking,
zostawiłyśmy rzeczy i raźnym krokiem ruszyłyśmy do naszej kawiarni. Po drodze
swobodnie rozmawiałyśmy, a ja pomyślałam, że nie wszystko stracone.
Usiadłyśmy przy naszym stoliku,
zamówiłyśmy naszą kawę i zaczęłyśmy opowiadać sobie, co działo się w naszym
życiu przez ten czas, co chwilę wybuchając śmiechem.
- Przepraszam. - wypaliła nagle
Kalina.
- Za co?
- Za to, że zostawiłam cię w
najgorszym z możliwych momentów. Przepraszam, gdybym wiedziała, że masz tyle na
głowie, wspierałabym cię, a nie dobijała.
- To ja się od ciebie odsunęłam.
Przepraszam.
Popatrzyłyśmy na siebie, a potem
zatopiłyśmy w misiowatym uścisku.
Wszystko wróciło do normy i z
tego powodu byłam szczęśliwa.
Widzę, że wszystko jest już okej. Ale czy tak pozostanie do końca? Cieszę się, że Zibi pogadał z ojcem, chyba zaczną się dogadywać:-) A no i Aśka.. dobrze, że pogodziła się z dziewczynami, z Kaliną. Chyba znów będą przyjaciółkami :]]
OdpowiedzUsuńPzdr :3 http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/
Czy pozostanie to się dowiem w następnych rozdziałach, ale teraz jest dobrze :)
UsuńAśka i Kalina to przykładne przyjaciółki i pogodzą się prędzej czy później :]
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuń