-

-

8 stycznia 2014

Rozdział XXVII

Jestem cholernie szczęśliwa, wiecie? :))
Byłam na meczu, zebrałam kilka autografów i mogę umierać jako szczęśliwy kibic siatkówki xDD





"Rozglądaj się uważnie, bo szczęście pomyka obok ciebie, czekając aż je dostrzeżesz."


Nie mogłam zasnąć. Leżałam już w łóżku, ale coś nie dawało mi odpłynąć w krainę marzeń. Po raz kolejny tej nocy przewróciłam się na lewy bok. Ręką wymacałam mój telefon na szafce nocnej i sprawdziłam godzinę. Dochodziła pierwsza w nocy. Zamknęłam oczy i choć słyszałam wszystko bardzo wyraźnie i nie straciłam kontaktu z rzeczywistością. Udawałam, że jest inaczej.

Usłyszałam szczęk klucza i drzwi się utworzyły, a zaraz potem zapaliło się światło. Zbyszek wrócił. 

Nie chciałam go denerwować, wstając i wypytując o wszystko. Jednak gdy usiadł w kuchni i najwyraźniej nie zamierzał stamtąd szybko wychodzić, wstałam i wciągnąwszy na nogi kapcie, udałam się do kuchni. Nalałam sobie do szklanki soku i usiadłam naprzeciw niego. Nie pytałam, po prostu byłam, a słowa same zaczęły wypływać z jego ust.

- Powiedziałem mu o wszystkim. O tym, że znalazłem swoją matkę, a raczej ona mnie. Był zaskoczony. Bardzo. Chyba nie sądził, że jeszcze kiedyś usłyszy cokolwiek o tej kobiecie, a już na pewno, że ja ją spotkam. - przerwał na chwilę, nalał sobie również soku, a kiedy upił kilka łyków, mówił dalej. - Chyba zaczynam go rozumieć. Kiedy o nim myślę, nie wpadam w szał. Nie czuję już nienawiści. Wydaje mi się, że ja sam na jego miejscu bym sobie nie poradził. Bo jak wychować dziecko, które jest owocem romansu i to z kobietą, która uciekła od problemów. Przepraszam. - powiedział, gdy zauważył, że się skrzywiłam. - Nie chciałem jej obrazić.

- Nic się nie stało. Masz rację. Uciekła od problemów i nic jej nie tłumaczy, ale tak jak ty zaczynasz się przekonywać do ojca, ja mam ochotę z nią porozmawiać. Wyjaśnić sobie wszystko raz, a porządnie. Nie wiem, czy jestem gotowa wybaczyć, ale może chociaż zrozumiem.

- Nie zamierzam cię zatrzymywać. To twoja mama i była przy tobie przez całe życie, przy mnie nie. Ja jej nie znam i długo mi zajmie, zanim zechcę się z nią spotkać. Poznać.

- Na wszystko przyjdzie pora. Nie powinniśmy się do niczego zmuszać.

- Wiesz co, siostra?

- Co bracie?

- Cieszę się, że cię mam.

- Wzruszyłam się.

- Ej nie płacz. Wszystko będzie dobrze. - mówił uspokajająco, kiedy dwie łezki wypłynęły mi z oka, rozpoczynając wyścig.

- Wiem to. I dlatego płaczę.

Następnego dnia wstałam z uśmiechem na ustach. Rozmowa ze Zbyszkiem była jak oczyszczenie całego organizmu. Nie przejmowałam się, co przyniesie jutro.

Ogarnęłam swój wygląd, zjadłam śniadanie i razem z Michałem rozpoczęłam codzienny maraton po Jastrzębiu. Wyjątkowo nie poszedł z nami Zbyszek, ale wiedziałam, że zapewne wczorajsza rozmowa z tatą i mną go wykończyła.

Z Michałem nie rozmawialiśmy. Biegliśmy przed siebie, znaną nam trasą i oboje myśleliśmy o swoich sprawach. Ja zastanawiałam się nad dzisiejszym treningiem i modliłam się, by dane mi było się porządnie rozgrzać. Nie chciałam forsować kostki, bo nie miałam ochoty na kontuzję. Myślałam również o Bartku. Pojawił się znikąd i tak samo szybko zniknął. Zastanawiałam się, czy nadal jest w Bielsku, czy też może już pojechał w świat. Miło by było pogadać w innych okolicznościach niż wczorajsze.

Po godzinnym biegu, przystanęliśmy w niedalekim parku i rozciągaliśmy mięśnie.

- Rozmawiałaś wczoraj ze Zbyszkiem. - stwierdził.

- Tak. Gadaliśmy.

- I co?

- Wydaje mi się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Może w końcu szczęście się do nas uśmiechnie.

- Albo już się uśmiechnęło. - odparł z tajemniczym uśmieszkiem.

- Wracajmy już. Mam ochotę na kawę.

- Narobiłaś mi smaka. Lecimy.

Kilka minut później siedzieliśmy przy kuchennym stole we trójkę, a każdy w dłoni dzierżył kubek kawy. Trzydzieści minut zajęła nam przyjacielska pogawędka o głupotach, a ja nawet nie zarejestrowałam, że mogę się spóźnić na trening, jeśli nie zacznę się już zbierać.

- Aśka, zegar. - upomniał mnie Zbyszek.

- Co zegar? - spytałam nieprzytomnie.

- Nie masz czasem treningu?

Popatrzyłam jeszcze raz na zegar, a potem wystrzeliłam jak z procy, krzycząc dziękuję, w stronę Zbyszka. Szybko się przygotowałam i chwilę później wsiadałam do mojego autka.

Tym razem się nie spóźniłam, a byłam nawet przed czasem. Przebrałam się i weszłam na halę. Korzystając z okazji, porządnie rozciągnęłam mięśnie. Siedziałam na parkiecie i obserwowałam dziewczyny, które wchodziły na sale przebrane i gotowe na wycisk. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłabym między nim.

Nagły pomysł zaświtał mi w głowie. Nie poprawię relacji, jeśli się będę od nich odsuwała. Wstałam, uśmiechnęłam się szczerze i podeszłam do nich.

- Dziewczyny, chcę was wszystkie przeprosić. Ostatnio zaniedbywałam i klub i was i nie mam nic na swoją obronę, ale chciałabym żeby pomiędzy nami była zgoda.

Chwilę patrzyły na mnie w milczeniu, a potem podeszła do mnie Marta. Przytuliła do siebie i powiedziała, że się nie gniewa. Reszta poszła za jej przykładem i chwilę później wszystkie razem śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Nie zauważyłam Kaliny, która stała w drzwiach i przyglądała się nam z tajemniczym uśmiechem. Dopiero gdy dziewczyny ja zawołały, odwróciłam się w tamtą stronę i widząc ją, uśmiechnęłam się. Odwzajemniła gest. W tym momencie poczułam, że szczęście się naprawdę do mnie uśmiechnęło. Wszystko jest prawie tak jak dawniej.

Chwilę później przyszedł sztab szkoleniowy i zaczęłyśmy normalny trening. Było tak jak dawniej, a ja się cieszyłam jak głupia, z miny trenera, gdy w końcu ogarnął, że atmosfera w zespole wróciła do normy.

Po treningu w szatni zostałam ja i Kalina. Nie odzywałyśmy się do siebie. Słowa nie były nam potrzebne. Wiedziałyśmy, że za chwilę wszystko się wyjaśni. Albo będziemy best friend forever, albo zachowamy przyjazne stosunki.

- To co idziemy? - zapytałam ją, kiedy już się do reszty ogarnęłam.

- Pewnie. Mam prośbę.

- Tak? - zapytałam niepewnie.

- Mogę rzucić rzeczy do twojego auta? Nie chcę mi się ich taszczyć.

- Pewnie.

Ruszyłyśmy na parking, zostawiłyśmy rzeczy i raźnym krokiem ruszyłyśmy do naszej kawiarni. Po drodze swobodnie rozmawiałyśmy, a ja pomyślałam, że nie wszystko stracone.

Usiadłyśmy przy naszym stoliku, zamówiłyśmy naszą kawę i zaczęłyśmy opowiadać sobie, co działo się w naszym życiu przez ten czas, co chwilę wybuchając śmiechem.

- Przepraszam. - wypaliła nagle Kalina.

- Za co?

- Za to, że zostawiłam cię w najgorszym z możliwych momentów. Przepraszam, gdybym wiedziała, że masz tyle na głowie, wspierałabym cię, a nie dobijała.

- To ja się od ciebie odsunęłam. Przepraszam.

Popatrzyłyśmy na siebie, a potem zatopiłyśmy w misiowatym uścisku.

Wszystko wróciło do normy i z tego powodu byłam szczęśliwa.



4 komentarze:

  1. Widzę, że wszystko jest już okej. Ale czy tak pozostanie do końca? Cieszę się, że Zibi pogadał z ojcem, chyba zaczną się dogadywać:-) A no i Aśka.. dobrze, że pogodziła się z dziewczynami, z Kaliną. Chyba znów będą przyjaciółkami :]]

    Pzdr :3 http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy pozostanie to się dowiem w następnych rozdziałach, ale teraz jest dobrze :)
      Aśka i Kalina to przykładne przyjaciółki i pogodzą się prędzej czy później :]

      Usuń