Standardowo proszę Was o komentarze..
Mało Was tu i czasem zastanawiam się, czy w ogóle warto jeszcze pisać :/
"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które
warto walczyć do samego końca."
Był wczesny ranek. Siedziałam w
piżamie przy stole w kuchni i popijałam moją kawę. Nie mogłam spać, więc
myślałam. O życiu. O swoich decyzjach. O przyszłości.
Pomimo całego smutku i bólu,
którego doświadczyłam przez ponad dwadzieścia lat swojego życia, zadowolona.
Nie poddałam się, wciąż parłam na przód, taranując po drodze wszystko, co stało
mi na drodze.
To siatkówka dała mi siłę. Tylko
ona potrafiła wnieść do mojego życia radość, kiedy pogrążałam się w rozpaczy.
Zastanawiałam się nad najbliższym
sezonem Orlen Ligi. Czy znów spędzę go wchodząc dosłownie na pięć minut na
boisko? Przecież jestem w dobrej formie. Dlaczego więc trener tego nie widzi?
Że nie jestem żółtodziobem. Nie dam się wyprowadzić z równowagi, nie przerośnie
mnie presja.
Również sprawa mojej mamy
przemknęła mi przez myśl. Nie wiedziałam, co jej powiem, nie wiedziałam jak się
zachowam. Wiem tylko, że chcę iść do przodu po raz kolejny, a nie zrobię tego,
jeśli będę odkładać to spotkanie w nieskończoność.
Postanowiłam zdać się na los. Co
ma być, to będzie. I ja nie mam nic do gadania.
Odłożyłam pusty kubek do zlewu i
udałam się do pokoju po coś do ubrania i pod prysznic.
Po półgodzinnym prysznicu wyszłam
i postanowiłam obudzić brata. Jeśli chce ze mną jechać, musi się lekko pośpieszyć.
- Zbyszek! Wstawaj śpiochu!
- Jeszcze moment, tato…
- Zbyszek!
- Chwilunia..
Nie wytrzymałam. Skoczyłam na
niego z wrzaskiem, co przyniosło pożądany skutek.
- Ała.. - Jęknął Bartman, gdy już
podniósł się do pionu. - Kobieto, ja przez ciebie zwariuje! Chcesz, żeby umarł
na zawał?
- Oj tam, oj tam.. I tak mnie
kochasz! - wyszczerzyłam się do niego.
- Tak właściwie to czemu budzisz
mnie w tak brutalny sposób o - spojrzał na ekran telefonu, a widząc na nim
cyferkę 6 i 30, opadł zrezygnowany z powrotem na poduszkę. - tak brutalnej
porze! Aśka, daj mi się w końcu wyspać!
- Nie narzekaj! Prześpisz całe
życie. A teraz wstawaj, bo jak mamy jechać do Bielska, to musimy się pośpieszyć.
Mruknął coś pod nosem, ale wstał
i zabierając po drodze jakąś koszulkę i dżinsy, udał się do łazienki. Ja w tym
czasie przygotowałam śniadanie dla trzech osób. Zaparzyłam dwie kawy dla
chłopaków i herbatę dla siebie.
Kiedy Zbyszek przyszedł do
kuchni, ja poszłam obudzić Michała.
- Misiek, wstawaj! - zero odzewu.
- Michał!! - otworzył oczy i już
po chwili stał przede mną i mnie przepraszał.
- Zasnąłem! Nie wierzę! Mieliśmy
taki świetny plan, a ja go spieprzyłem! Przepraszam Cię! Cholera!
- Nic się nie stało, Michał. -
powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.
- Zaraz. Co oznacza Twój cyniczny
uśmieszek?
- Tak jakby plan powiódł się w
100% nawet bez Twojej pomocy, zresztą mojej też.
- Co?
- Mój zacny braciszek
rzeczywiście przyszedł do mnie, gdy usłyszał jakieś drapanie w drzwi. Na
początku myślałam, że to ty i zaczęłam się z niego odrobinkę nabijać, ale potem
się okazało, że ty śpisz, a my słyszeliśmy dalej te dziwne dźwięki.
- Mów dalej, to bardzo ciekawe. -
zaśmiał się Michał.
- Cóż, mieliśmy pietra.. -
przyznałam szczerze.
- Wiedziałem! - nabijał się dalej.
- Tak.. Okazało się, że to gałąź
pod wpływem wiatru drapie w parapet sąsiadki. - Michał ze śmiechu już prawie
turlał się po podłodze. Musiałam przyznać, że oboje ze Zbyszkiem zachowaliśmy
się jak małolaty, więc nie dziwię się Michałowi, że się z nas nabija. Sama
zaczęłam po chwili chichotać.
- Chciałbym to zobaczyć! -
zawołał, gdy już się opanowaliśmy.
- Lepiej nie, uwierz mi. Koniec
tematu. Śniadanie czeka.
- Mhm pycha! A kawusia też?
- Kawusia też. - uśmiechnęłam się
w jego stronę.
- Mieszkam z aniołem! - wydarł
się Kubiak.
- Nie z aniołem, tylko moją
siostrą! - odwrzeszczał Zbyszek z kuchni.
- Na jedno wychodzi. Dziwię się
tylko, że jesteście do siebie tak mało podobni…
- A to niby czemu? - zbulwersował
się Zbyszek.
Fakt z wyglądu bardzo podobni nie
byliśmy, ale charakter, pasje i zachowanie to już co innego.
- Wyobraź sobie Zbyszku, że ty mi
kawki nie robisz. - powiedział smętnie Michał.
Wybuchnęłam śmiechem na widok
miny brata, Wyglądał jakby myślał! To coś nowego.
- Ostatni raz zrobiłem ci kawę
koło miesiąca temu. - powiedział na głos.
- Nie to była Twoja kawa, ale ją
sobie wziąłem. Nie liczy się!
- Okej. Brakuje mi argumentów,
więc zakończmy tę bezcelową konwersację.
- Jedzcie, bo mamy mało czasu.
- Jedziecie?
- Tak. Za chwilę mamy wyjeżdżać,
ale oczywiście przez niego się spóźnimy!
- Normalka. - powiedział Zbyszek,
przeżuwając swoją kanapkę.
Zrezygnowana pokręciłam głową i
wyszłam z kuchni.
Dziesięć minut później byliśmy
już w drodze. Ja prowadziłam, a Zbyszek nudził się na miejscu obok.
- Masz tu jakieś dobre płyty?
- W schowku.
Sięgnął ręką wgłęb schowka i
wyciągnął dwie płyty. Po okładkach poznałam, że to Dżem i Happysad.
- I ty tego słuchasz?
- Braciszku, to jest klasyka!
- Zaraz zobaczymy… - powiedział i
włożył płytę do odtwarzacza, a z głośników popłynęła spokojna i pełna głębokich
treści piosenka “Taka wodą być”...
Uśmiechnęłam się do siebie i
zaczęłam nucić pod nosem melodię, nie odrywając wzroku od drogi. Zaśpiewałam
razem z Kubą Kawalecem duet, a potem kolejny i kolejny.. Znałam całą płytę na
pamięć, bo puszczam ją za każdym razem, gdy potrzebuję się wyciszyć.
Zbyszek patrzył przez szybę na
mijający krajobraz i zamyślił się głęboko. Nawet mój jazgot nie wyrwał go z
krainy marzeń.
Skończył się ostatni kawałek i
przez chwilę panowała cisza, ale szybko zmieniłam na płytę Dżemu i wsłuchiwałam
się w polskiego rocka. Z tej płyty również znałam wiele piosenek, ale nie
pośpiewałam sobie wiele, bo Zbyszek się ogarnął i zaprotestował.
- Włącz jeszcze raz tego swojego
Happysada. Mają fajne brzmienie.
Zdziwiło mnie to, ale nie
sprzeciwiłam się. Włożyłam jeszcze raz płytę i puściłam.
- Taką wodą być, co otuli ciebie
całą. Ogrzeje ciało, zmyje resztki parszywego dnia… - zaczął śpiewać pod nosem
Zbyszek.
- Raz słyszałeś i zapamiętałeś? -
nie mogłam w to uwierzyć.
- Już to kiedyś słyszałem. -
skrzywił się nieznacznie i odwrócił w stronę okna.
Nie chciałam się wpychać w nie
swoje sprawy, ale ewidentnie muszę z nim o tym porozmawiać. Ale to później. Na
razie nie chcę go wkurzać.
- Jesteśmy. - oznajmiłam,
parkując przed moim rodzinnym domem. - Gotowy?
- Miejmy to już z głowy. -
powiedział i wyszedł z auta.
Również wysiadłam. Skierowałam
się w stronę drzwi i stojąc na wycieraczce, nacisnęłam dzwonek do drzwi.
Pisz, pisz, bo naprawdę świetnie ci to wychodzi! :) Standartowo także świetny rozdział c: Czekam na następny :) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuń"To siatkówka dała mi siłę. Tylko ona potrafiła wnieść do mojego życia radość, kiedy pogrążałam się w rozpaczy." - jakie piękne zdanie<3 Oj, ta Aśka to ma sposoby na budzenie chłopaków, oj ma! XD No w TAKIM momencie zakończyć?! Osz Tyyy.. ;d
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału, w którym chyba wiele się wydarzy jak i wyjaśni.. prawda? ;-)
+ zapraszam na prolog nowego bloga;
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Jeśli jest piękne to tylko dlatego, że jest prawdziwe.. :)
UsuńOj wydarzy się, wydarzy.
:**
Genialny nie moge sie doczekać następnego ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję:*
UsuńPisz dalej :) czekamy na kolejne rozdziały, bo są świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Dziękuję! :*
UsuńEy!! masz pisać, dalej no, nawet nie świruj Faith! :* Bo Super Ci to wychodzi! :)
OdpowiedzUsuńhah super sposób na budzenie siatkarzy! :)
Happysad <3 Uwielbiam tą piosenką, ciesze się, że Zibi się do Niej przekonał! :))
Czekam na next, Buźka ;*
Happysad podbija serca! <3
UsuńDziękuję :**